------------------------------
Weszłam do mojego tymczasowego pokoju, gwałtownie otwierając drzwi. Byłam zdziwiona i rozdrażniona przyjazdem niespodziewanych gości. Dziadkowie weszli zaraz za mną, zmartwieni moim zachowaniem. Chyba nie powinni się dziwić, że jestem w ich stosunku taka obojętna i niemiła. Usiadłam na łóżku i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. Babcia usiadła obok mnie, a dziadek na krześle.
- Kochanie, nie cieszysz się na nasz widok? - spytała starsza kobieta, uważnie mi się przyglądając i odgarniając kosmyk moich włosów za ucho, aby lepiej widzieć moją twarz.
- Jakoś niespecjalnie - warknęłam w ich kierunku.
- Dlaczego? - dopytywała zdziwiona, marszcząc czoło.
- Jeszcze się pytacie?! - podniosłam głos. - Od dziesięciu lat nawet nie raczyliście zadzwonić do mnie! Zero życzeń na urodziny, głupiego pytania "Co słychać?". Nic! Kiedy mieliśmy wypadek, tylko zadzwoniliście do mamy. Raz, jedyny raz. Nawet nie przyjechaliście zobaczyć swojej wnuczki w śpiączce - po mojej twarzy spłynęła pierwsza, słona łza. Szybko otarłam ją wierzchem dłoni. - Nigdy nie byłam dla was ważna. Wszystko was interesowało, tylko nie ja! - teraz to już na dobre się rozpłakałam. Zakryłam twarz dłońmi i szlochałam. Poczułam, że ktoś kładzie rękę na moim ramieniu i mocno mnie do siebie przytula.
- Allie, przepraszamy bardzo - odezwał się, jak do tej pory milczący, dziadek.
- Darujcie sobie... - odparłam oschle i wyrwałam się z uścisku babci. - Nie musieliście tutaj przyjeżdżać.
- Kochanie... - jęknęła rozpaczliwie babcia. - Proszę... My po prostu myśleliśmy, że nie potrzebujesz nas... - mówiła załamanym głosem. Była spanikowana.
- Teraz was nie potrzebuję... - wydukałam bezuczuciowo te kilka słów, przełykając wielką gulę, tkwiącą w moim gardle. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna, by móc uwolnić łzy z oczu i nie patrzeć na moich gości, których nienawidziłam. Starsi ludzie wstali z miejsca. Widziałam w szybie lekki zarys ich postaci. Babcia chciała jeszcze coś powiedzieć, ale najwyraźniej brakowało jej słów, więc razem ze swoim mężem opuścili salę.
Uderzyłam pięścią w parapet. Byłam wściekła. Jak nie było im wstyd tutaj przyjechać? Po tylu latach się zjawiają i udają takich kochanych i troskliwych, a wcześniej nie raczyli wysłać nawet głupiego SMS'a. Nie chcę ich znać! Nie potrzebuję takich dziadków. Pół życia mieli mnie gdzieś, a nagle zjawiają się jak gdyby nigdy nic. Niech wracają tam, skąd przyjechali, a mnie zostawią w spokoju. Nie mają już wnuczki i nigdy nie mieli.
Kiedy trochę ochłonęłam, usiadłam na łóżku. Nadal myślałam o tej całej sytuacji. W końcu to są moi dziadkowie. Powinnam ich kochać i wybaczyć... Ale... ale ja po prostu nie potrafię. Nie było ich w moim życiu prawie nigdy, a ja tak nagle mam przyjąć ich przeprosiny i udawać super wnuczkę? Nie piszę się na to. Nie chcę oszukiwać ani siebie, ani innych, że nic się nie stało. Stało się!
Do sali weszła moja mama. Miała nieokreślony wyraz twarzy. Pewnie moi goście już się poskarżyli, jak ich potraktowałam i teraz będę wysłuchiwać długiego kazania na ten temat.
- Allie, czemu tak potraktowałaś moich rodziców? - zapytała poważnym głosem. A nie mówiłam.
- Czemu oni potraktowali tak mnie? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Allie... - kobieta westchnęła.
- Nie mamo! Nie obchodziłam ich całe życie, a teraz do mnie przyjeżdżają i udają, że nic się nie stało! - zbulwersowałam się. Mówiłam, wymachując rękami na prawo i lewo.
- Chyba ważne jest to, że przyjechali i to w tak ważnym momencie - upierała się przy swoim.
- Ze śpiączki wybudziłam się ponad miesiąc temu. Babcia i dziadziuś od strony taty przyjechali po kilku dniach, choć mieli setki kilometrów do przejechania! - nie ustępowałam. Tak, wiem, że to są jej rodzice i chce utrzymywać z nimi dobry kontakt, więc będzie mnie namawiała do wybaczenia, ale bez przesady! Ja ich nawet dobrze nie znam.
- Córeczko, spokojnie... - zaczęła cicho. - Babcia i dziadek kochają cię... - po tych słowach wywróciłam oczami, ale nie przerywałam jej monologu. - Nie bronię ich, bo popełnili duży błąd. Jednak myślę, że powinnaś im wybaczyć. Jesteś mądrą dziewczyną. Nie musisz utrzymywać z nimi kontaktu, nie musisz się z nimi spotykać, tylko wybacz - zakończyła.
- No nie wiem... - burknęłam. - Zastanowię się - odparłam zamyślona, trochę zrezygnowanym głosem.
Całą noc myślałam o babci i o dziadku. Jednak mam uczucia i męczy mnie ta sytuacja. To moja rodzina! Może jednak powinnam się przełamać i puścić w niepamięć to wszystko. Przecież niedługo zaczynam nowe życie. Chcę mieć czystą kartę, więc może lepiej będzie, jeśli pozamykam sprawy z przeszłości. Ale druga część mnie, ta uparta, przypomina mi o tych złych chwilach. Ugh! Mam totalny mętlik w głowie. Nie wiem, co mam zrobić. Nie mam zielonego pojęcia, która decyzja będzie tą dobrą.
Rano obudziłam się zmęczona, niewyspana, z workami pod oczami. Niespanie w nocy nie wyszło mi na korzyść. Od razu powędrowałam do szpitalnej łazienki, gdzie wzięłam orzeźwiający prysznic. W czasie wykonywanej czynności myślałam o sprawie zaprzątającej moją głowę. Chyba w końcu podjęłam właściwą decyzję.
Kiedy wróciłam do siebie, bardzo się zdziwiłam. Na łóżku siedziała babcia i dziadek. Na ich widok wydałam z siebie ciche "Oh!" i zatrzymałam się w miejscu. Po chwili podeszłam bliżej i usiadłam na krzesełku. Podparłam głowę na dłoniach i wlepiłam wzrok w punkcie na podłodze. Nie potrafiłam zebrać słów w całość, aby jakoś wyrzucić z siebie to , co chcę powiedzieć.
- Bo... wiecie... To wszystko... ja... Oh! - jąkałam się, błądząc wzrokiem po całej sali - Wybaczam wam - trudno było mi wydusić z siebie te dwa słowa, ale udało się. Zerknęłam na ich twarze, na których malowały się zdziwione uśmiechy. Po upływie kilku sekund, babcia mocno mnie przytuliła. Ja tkwiłam tak w miejscu, nie wykonując żadnego ruchu, gestu.
- Dziękujemy - szepnął dziadek, który przyłączył się do naszego uścisku.
Siedziałam, słuchając długich przeprosin dziadków. Widać było, że zależy im na odbudowaniu, a raczej zbudowaniu więzi ze mną. Wybaczyłam im? Wybaczyłam! I to jest najważniejsze.
Rzuciłam się bezwładnie na miękką poduszkę, wypuszczając powietrze ze świstem. Odgarnęłam kilka kosmyków włosów z twarzy, które pod wpływem powietrza tam się znalazły. Zaczęłam myśleć. Jeśli lekarz nie pozwala mi wyjść ze szpitala, to przecież on nie musi o tym wiedzieć. Pójdę sobie sama, bez jego zgody. To jest myśl!
Zerwałam się z łóżka z uśmiechem na twarzy. Podbiegłam na palcach do drzwi i ostrożnie je uchyliłam. Rozejrzałam się po korytarzu. Nikogo znajomego nie zauważyłam. Wróciłam do sali. Wyciągnęłam z walizki kurtkę, którą szybko ubrałam na moje drobne ciało. Na stopy wsunęłam buty, a na głowę kaptur od kurtki, aby w razie czego nikt mnie nie rozpoznał. Teraz mogę iść!
Wyjrzałam przez szparę od drzwi, patrolując teren. Wymsknęłam się pomieszczenia i ruszyłam korytarzem. Rozglądałam się na boki, aby nie wpaść na kogoś, kto mnie zna. Dotarłam do windy i wsiadłam do niej, by po chwili zjechać na parter. Szybkim marszem doszłam do głównych drzwi, przez które opuściłam szpital.
Od pierwszej sekundy pobytu na dworze, poczułam świeże powietrze, nie przesiąknięte szpitalem. Przymknęłam lekko oczy, by rozkoszować się czystością powietrza. Na mojej twarzy zagościł uśmiech, od razu poczułam się lepiej. Dostałam przypływu pozytywnej energii i aż chciało mi się żyć. Po chwili ruszyłam chodnikiem przed siebie. Pochłaniałam wzrokiem każdy kawałek świata. Tak bardzo chciałabym już wrócić do domu i móc codziennie chodzić na takie spacery.
Szłam, szłam, szłam i nawet nie zorientowałam się, kiedy znalazłam się w centrum Londynu. Pamiętam jak jeszcze przed wypadkiem kochałam tu przychodzić. Big Ben, London Eye... Boże, to jest takie cudowne. Zawsze spacerowałam tu wieczorem z rodzicami, kiedy wszystko było ślicznie oświetlone. To... tutaj... To jest takie magiczne, bajkowe, niesamowite... Londyn to najpiękniejsze miasto na Ziemi.
Następnie skierowałam się w stronę Tower Bridge. Weszłam na most i spacerowałam po nim, co chwilę wychylając się za barierkę i obserwując falującą wodę Tamizy. Byłam zachwycona. Nagle poczułam, że coś do mnie dobija. Straciłam równowagę i upadłam na twardą ziemię...
----------------------------------------------
Tadammmm! Oto rozdział 4 :) Pewnie domyślacie się kto wpadł na Allie ;) Niezbyt oryginalne spotkanie tej dwójki, ale niech będzie :D Czytajcie, komentujcie :) Rozdział 5 już niedługo.
Do napisania xxx (:
Kiedy wróciłam do siebie, bardzo się zdziwiłam. Na łóżku siedziała babcia i dziadek. Na ich widok wydałam z siebie ciche "Oh!" i zatrzymałam się w miejscu. Po chwili podeszłam bliżej i usiadłam na krzesełku. Podparłam głowę na dłoniach i wlepiłam wzrok w punkcie na podłodze. Nie potrafiłam zebrać słów w całość, aby jakoś wyrzucić z siebie to , co chcę powiedzieć.
- Bo... wiecie... To wszystko... ja... Oh! - jąkałam się, błądząc wzrokiem po całej sali - Wybaczam wam - trudno było mi wydusić z siebie te dwa słowa, ale udało się. Zerknęłam na ich twarze, na których malowały się zdziwione uśmiechy. Po upływie kilku sekund, babcia mocno mnie przytuliła. Ja tkwiłam tak w miejscu, nie wykonując żadnego ruchu, gestu.
- Dziękujemy - szepnął dziadek, który przyłączył się do naszego uścisku.
Siedziałam, słuchając długich przeprosin dziadków. Widać było, że zależy im na odbudowaniu, a raczej zbudowaniu więzi ze mną. Wybaczyłam im? Wybaczyłam! I to jest najważniejsze.
Kiedy moi goście pożegnali się ze mną i wyszli na zewnątrz, do sali, jak na zawołanie wparowała Alex. Kazała mi opowiedzieć wszystko o spotkaniu z nimi. Trajkotałyśmy z pół godziny, oczywiście na wiele innych tematów.
- Chodźmy na spacer po szpitalu! - powiedziałam rozpromieniona i wyskoczyłam z ciepłego łóżka. Założyłam szlafrok, a na stopy łapcie i skierowałam się w stronę wyjścia.
Stąpałam powoli po płytkach korytarza, a Alex obok mnie. Spacerowałyśmy po wszystkich piętrach szpitala. Jak zwykle o czymś paplałyśmy. Usta nam się nie zamykały. Miałyśmy tyle wspólnych tematów, że mogłybyśmy rozmawiać na okrągło.
- Może chodźmy już do sali - mówiła dziewczyna ze zniecierpliwieniem w głosie. Spojrzałam na nią ze zdziwieniem. Przecież dopiero stamtąd wyszłyśmy.
- Jeszcze nie - zaprotestowałam. - Chciałabym wyjść na dwór - jęknęłam błagalnie, wyglądając przez okno. Drzewa zieleniały, a na niebie świeciło słoneczko. Idzie wiosna. Aż dziwne, że nie pada deszcz.
- Jest zimno. Możesz się rozchorować - tłumaczyła Brown. Wywróciłam oczami.
- No proszę - powiedziałam, robiąc maślane oczy.
- Oh, okej - westchnęła. - Ale najpierw idę się spytać lekarza o zgodę, a ty idź do sali.
- Dziękuję - zapiszczałam i rzuciłam się na szyję przyjaciółki.
Podążyłam w stronę "mojego pokoju", w czasie gdy Alex poszła do gabinetu lekarza. Mam nadzieję, że pozwoli mi wyjść na świeże powietrze. Od wybudzenia się, nie mogłam nawet otworzyć szerzej okna. Przez pięć lat nie wychodziłam na zewnątrz, tylko leżałam w dusznym pomieszczeniu, więc napewno straciłam odporność i nietrudno będzie o chorobę. Dlatego martwię się, że doktor nie zgodzi się na moją wycieczkę, a ja tak bardzo chcę zobaczyć zieloną trawę, błękitne niebo i poczuć promienie słońca na własnej skórze.
W tej chwili drzwi od sali otworzyły się. Do środka wkroczyła Alex, a zaraz za nią lekarz. Od razu wstałam na równe nogi i patrzyłam na nich z wyczekiwaniem.
- Mogę wyjść na zewnątrz? - słowa padły z moich ust. Przeczesałam nerwowo moje długie włosy.
- Niestety nie - odparł mężczyzna. Byłam strasznie zawiedziona. Prychnęłam niezadowolona i położyłam się na łóżku, plecami do lekarza i przyjaciółki. - Allie, jest jeszcze za wcześnie...
- Za wcześnie?! - krzyknęłam i podniosłam się do pozycji siedzącej, obdarzając wysoką postać wściekłym spojrzeniem. - Przez pięć lat duszę się w murach tego cholernego szpitala, a pan mówi, że jest za wcześnie na wyjście na dwór?! - emocje we mnie buzowały. Może zachowuję się jak dziecko, któremu zabrano zabawkę, ale taka już jestem.
- Allie, musisz się uodpornić - kontynuował.
- Nic nie muszę! - z powrotem ułożyłam się w łóżku. Przykryłam się kołdrą po czubek nosa. - Idźcie stąd! - warknęłam. Cisza. Stali dalej nade mną. - No idźcie! - po tym do moich uszu dotarł dźwięk oddalających się kroków, a po chwili zamykanie drzwi. Zerknęłam w tamtym kierunku, by upewnić się, czy nikogo nie ma w sali. Pusto.
- Chodźmy na spacer po szpitalu! - powiedziałam rozpromieniona i wyskoczyłam z ciepłego łóżka. Założyłam szlafrok, a na stopy łapcie i skierowałam się w stronę wyjścia.
Stąpałam powoli po płytkach korytarza, a Alex obok mnie. Spacerowałyśmy po wszystkich piętrach szpitala. Jak zwykle o czymś paplałyśmy. Usta nam się nie zamykały. Miałyśmy tyle wspólnych tematów, że mogłybyśmy rozmawiać na okrągło.
- Może chodźmy już do sali - mówiła dziewczyna ze zniecierpliwieniem w głosie. Spojrzałam na nią ze zdziwieniem. Przecież dopiero stamtąd wyszłyśmy.
- Jeszcze nie - zaprotestowałam. - Chciałabym wyjść na dwór - jęknęłam błagalnie, wyglądając przez okno. Drzewa zieleniały, a na niebie świeciło słoneczko. Idzie wiosna. Aż dziwne, że nie pada deszcz.
- Jest zimno. Możesz się rozchorować - tłumaczyła Brown. Wywróciłam oczami.
- No proszę - powiedziałam, robiąc maślane oczy.
- Oh, okej - westchnęła. - Ale najpierw idę się spytać lekarza o zgodę, a ty idź do sali.
- Dziękuję - zapiszczałam i rzuciłam się na szyję przyjaciółki.
Podążyłam w stronę "mojego pokoju", w czasie gdy Alex poszła do gabinetu lekarza. Mam nadzieję, że pozwoli mi wyjść na świeże powietrze. Od wybudzenia się, nie mogłam nawet otworzyć szerzej okna. Przez pięć lat nie wychodziłam na zewnątrz, tylko leżałam w dusznym pomieszczeniu, więc napewno straciłam odporność i nietrudno będzie o chorobę. Dlatego martwię się, że doktor nie zgodzi się na moją wycieczkę, a ja tak bardzo chcę zobaczyć zieloną trawę, błękitne niebo i poczuć promienie słońca na własnej skórze.
W tej chwili drzwi od sali otworzyły się. Do środka wkroczyła Alex, a zaraz za nią lekarz. Od razu wstałam na równe nogi i patrzyłam na nich z wyczekiwaniem.
- Mogę wyjść na zewnątrz? - słowa padły z moich ust. Przeczesałam nerwowo moje długie włosy.
- Niestety nie - odparł mężczyzna. Byłam strasznie zawiedziona. Prychnęłam niezadowolona i położyłam się na łóżku, plecami do lekarza i przyjaciółki. - Allie, jest jeszcze za wcześnie...
- Za wcześnie?! - krzyknęłam i podniosłam się do pozycji siedzącej, obdarzając wysoką postać wściekłym spojrzeniem. - Przez pięć lat duszę się w murach tego cholernego szpitala, a pan mówi, że jest za wcześnie na wyjście na dwór?! - emocje we mnie buzowały. Może zachowuję się jak dziecko, któremu zabrano zabawkę, ale taka już jestem.
- Allie, musisz się uodpornić - kontynuował.
- Nic nie muszę! - z powrotem ułożyłam się w łóżku. Przykryłam się kołdrą po czubek nosa. - Idźcie stąd! - warknęłam. Cisza. Stali dalej nade mną. - No idźcie! - po tym do moich uszu dotarł dźwięk oddalających się kroków, a po chwili zamykanie drzwi. Zerknęłam w tamtym kierunku, by upewnić się, czy nikogo nie ma w sali. Pusto.
Rzuciłam się bezwładnie na miękką poduszkę, wypuszczając powietrze ze świstem. Odgarnęłam kilka kosmyków włosów z twarzy, które pod wpływem powietrza tam się znalazły. Zaczęłam myśleć. Jeśli lekarz nie pozwala mi wyjść ze szpitala, to przecież on nie musi o tym wiedzieć. Pójdę sobie sama, bez jego zgody. To jest myśl!
Zerwałam się z łóżka z uśmiechem na twarzy. Podbiegłam na palcach do drzwi i ostrożnie je uchyliłam. Rozejrzałam się po korytarzu. Nikogo znajomego nie zauważyłam. Wróciłam do sali. Wyciągnęłam z walizki kurtkę, którą szybko ubrałam na moje drobne ciało. Na stopy wsunęłam buty, a na głowę kaptur od kurtki, aby w razie czego nikt mnie nie rozpoznał. Teraz mogę iść!
Wyjrzałam przez szparę od drzwi, patrolując teren. Wymsknęłam się pomieszczenia i ruszyłam korytarzem. Rozglądałam się na boki, aby nie wpaść na kogoś, kto mnie zna. Dotarłam do windy i wsiadłam do niej, by po chwili zjechać na parter. Szybkim marszem doszłam do głównych drzwi, przez które opuściłam szpital.
Od pierwszej sekundy pobytu na dworze, poczułam świeże powietrze, nie przesiąknięte szpitalem. Przymknęłam lekko oczy, by rozkoszować się czystością powietrza. Na mojej twarzy zagościł uśmiech, od razu poczułam się lepiej. Dostałam przypływu pozytywnej energii i aż chciało mi się żyć. Po chwili ruszyłam chodnikiem przed siebie. Pochłaniałam wzrokiem każdy kawałek świata. Tak bardzo chciałabym już wrócić do domu i móc codziennie chodzić na takie spacery.
Szłam, szłam, szłam i nawet nie zorientowałam się, kiedy znalazłam się w centrum Londynu. Pamiętam jak jeszcze przed wypadkiem kochałam tu przychodzić. Big Ben, London Eye... Boże, to jest takie cudowne. Zawsze spacerowałam tu wieczorem z rodzicami, kiedy wszystko było ślicznie oświetlone. To... tutaj... To jest takie magiczne, bajkowe, niesamowite... Londyn to najpiękniejsze miasto na Ziemi.
Następnie skierowałam się w stronę Tower Bridge. Weszłam na most i spacerowałam po nim, co chwilę wychylając się za barierkę i obserwując falującą wodę Tamizy. Byłam zachwycona. Nagle poczułam, że coś do mnie dobija. Straciłam równowagę i upadłam na twardą ziemię...
----------------------------------------------
Tadammmm! Oto rozdział 4 :) Pewnie domyślacie się kto wpadł na Allie ;) Niezbyt oryginalne spotkanie tej dwójki, ale niech będzie :D Czytajcie, komentujcie :) Rozdział 5 już niedługo.
Do napisania xxx (:
Cudo! Wiesz przecież że kocham to opowiadanie. Nie mogę doczekać się następnego!
OdpowiedzUsuńTo naprawdę ciekawe i orginalne opowiadanie. ;) Fajnie piszesz, można się wciągnąć.. Podoba mi się! ;) xxx
OdpowiedzUsuńSerdecznie zaprqszam również do siebie! ;) xxxxx
http://catchmecauseimfallingdown.blogspot.com/
Pozdrawiam @pauLa516 ;)
Jaki świetny i długi rozdział !
OdpowiedzUsuńDziadkowie Allie źle się zachowali ale na szczęście im wybaczyła :)
Harry niezdara wpadł pewnie na Allie :3
Dużo weny :*
@xAgata_Sz
Suuper i długie ^^
OdpowiedzUsuńTa sytuacja z dziadkami... przypomina mi coś.
Dobra, nieważne, nic dodać, nic ująć! Rozdział ekstra ♥
Hazza ty niezdaro, jak mogłeś ahahah. xd
Dużo weny życzę!
~Claudia.
P.S - nowy rozdział na IWY już 26 stycznia. Będzie dłuugi *-*
jezu jezu jezu to jest najlepsze
OdpowiedzUsuńja chce next świetnie piszesz nie moge sie doczekać na prawde suuper <3<3<3
Rozdziały są coraz bardziej ciekawe.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że pogodzi się z dziadkami. W końcu to jej rodzina ;)
Zapraszam do mnie na nowy rozdział: http://uciekacnadno.blogspot.com/