----------------------------------------------
- Halo? Nic ci się nie stało? - do moich uszu dotarł przestraszony, zachrypnięty i tajemniczy głos. Zacisnęłam mocno powieki, by zaraz je otworzyć. Przed sobą ujrzałam czyjeś zielone, hipnotyzujące tęczówki, które penetrowały moją twarz. Rozpłynęłam się w nich, tym samym nie mogąc oderwać od nich wzroku.
Wspaniałe oczy należały do chłopaka o kasztanowej burzy loków na głowie. Wspomniane wcześniej oczy, okalały wachlarze długich rzęs. Nastolatek był ubrany w dres, a z kieszeni spodni zwisywały słuchawki, najprawdopodobniej podłączone do odtwarzacza MP3. Pewnie biegał. Podał mi swoją dużą dłoń, którą niepewnie chwyciłam i podniósł mnie do pozycji stojącej. Dopiero wtedy mogłam ocenić jego sylwetkę. Był wysoki i szczupły.
- Nic ci się nie stało? - ponowił pytanie zatroskanym głosem, poprawiając swoją czuprynę charakterystycznym ruchem.
- N-nie - odpowiedziałam, wyrywając się z transu.
- Przepraszam za ten wypadek. Nie zauważyłem cię - mówił nerwowo i wodził wzrokiem po mojej osobie, szybko mrugając oczami.
- Nic się nie stało. Jak masz na imię? - wypaliłam bez zastanowienia. Jestem idiotką. Co mnie to obchodzi? Powinnam się pożegnać i iść dalej, a nie... Chłopak uniósł jedną brew do góry, robiąc zdziwioną minę. No nie dziwię mu się, że tak się zachowuje, jeśli jakaś obca dziewczyna pyta go o imię.
- Harry - podał mi dłoń i uśmiechnął się, ukazując dwa słodkie dołeczki w policzkach.
- Allie - odwzajemniłam gest.
- Co tutaj robisz? - spytał, opierając się plecami o barierkę. Jego włosy falowały na wietrze, a oczy błyszczały.
- Przyszłam na spacer - odpowiedziałam. - Ale chyba będę miała kłopoty... - dodałam po chwili trochę ciszej i spuściłam wzrok, tym samym przyglądając się czubkom moich butów.
- Jakie? - zmarszczył czoło.
- Wyszłam ze szpitala bez zgody lekarza, a teraz nie wiem jak tam wrócić - wyjaśniłam, przyglądając się nastolatkowi. Jego mimika twarzy zmieniała się z każdym słowem mojej wypowiedzi. Teraz malowało się na niej zdziwienie.
- Jesteś chora? - spytał niepewnie. - Wiesz, jeśli nie chcesz mówić, to oczywiście zrozumiem...
- Tak...to znaczy nie! - jąkałam się. Harry zmarszczył czoło, ale nie odzywał się. - Pięć lat temu miałam wypadek. Zapadłam w śpiączkę i wybudziłam się miesiąc temu.
- Aaaaaa... - Harry wydał z siebie dźwięk, jakby moja opowieść wszystko wyjaśniała. Uśmiechnął się tajemniczo i zamyślił.
- Eee... Wiesz może jak dojść to tego szpitala? - zadałam pytanie z nadzieją w głosie.
- Pewnie! - uśmiechnął się, ukazując dwa wgłębienia i rząd równych zębów. - Zaprowadzę cię - zaoferował, na co oczywiście się zgodziłam.
- Chcę zostać sama - rozkazałam. Mężczyzna bez słowa wyszedł z pomieszczenia.
Nie miałam nawet kilku minut spokoju, bo do sali weszła moja mama. Przesłała mi promienny uśmiech, na co ja tylko lekko uniosłam kąciki ust. Usadowiła się na krześle, wcześniej zdejmując płaszczyk. Przypomniała mi się sytuacja sprzed szpitala i Harry... On jest taki... taki inny... Miły, opiekuńczy, zabawny i niesamowicie przystojny. Oh, Allie, nie rozpływaj się. A jego oczy...
- ... Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - dotarł do moich uszu zirytowany głos rodzicielki. Otrząsnęłam się z dziwnych myśli i spojrzałam na postać siedzącą obok mnie.
- Mówiłaś coś? - rzuciłam.
- Tak. Cały czas coś mówię - odparła trochę zdenerwowana. Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem. - No więc... Rozmawiałam z twoim lekarzem i powiedział mi, że czujesz się coraz lepiej i w przyszłym tygodniu będziesz mogła wyjść do domu.
- Oh, naprawdę?! - krzyknęłam zadowolona, ale i zdziwiona. Otworzyłam szeroko oczy. Mama skinęła twierdząco głową. - W końcu - zachichotałam.
- Dzień dobry - przywitała mnie pielęgniarka.
- Dzień dobry - odparłam rozpromieniona.
- Słyszałam, że niedługo wychodzisz - przytaknęłam ochoczo na jej słowa. - To świetna wiadomość! - ucieszyła się.
- Pewnie macie mnie już dość - zachichotałam.
- Nie, no coś ty - pokręciła głową. Zaśmiałam się. Miałam wspaniały humor. Pozytywna energia emanowała każdą komórką mojego ciała.
- Już nie mogę się doczekać! - mówiłam z ekscytacją w głosie.
Naszą rozmowę przerwało pukanie do drzwi. Krzyknęłam "proszę" w przestrzeń, po czym drzwi się otworzyły. W progu ujrzałam Susann. Była ubrana w normalne ubrania i wcale nie wyglądała na pacjentkę. Kiedy pielęgniarka zauważyła, że mam gościa, opuściła pomieszczenie. Dziewczyna podeszła bliżej mnie. Była jakaś smutna i przybita, co wcale do niej nie pasowało. Zawsze była taka wesoła, szalona i zwariowana. Nie poznawałam jej. Miała całkowicie odmienny humor niż ja w dzisiejszym dniu.
- Hej - powiedziałam z uśmiechem wymalowanym na twarzy. Nastolatka milczała. Oparła się o oparcie krzesła i spuściła głowę w dół. - Ej, co jest? - zmartwiłam się.
- Wychodzę ze szpitala... - oznajmiła cicho, prawie niedosłyszalnie.
- To wspaniale! - odparłam optymistycznie. Dziewczyna przesłała mi tylko zbolałe spojrzenie.
- Przyszłam się pożegnać - mruknęła ponuro.
- Ale przecież na szpitalu nasza przyjaźń się nie kończy! - powiedziałam desperacko. Zachowanie Evans mnie szokowało. - W przyszłym tygodniu też wychodzę ze szpitala. Będziemy mogły spotykać się do woli - ciągnęłam optymistycznie.
- Wyjeżdżam... - odezwała się po chwili ciszy. Zmarszczyłam brwi.
- No ale chyba wrócisz...
- Allie, wyjeżdżam na stałe nie wrócę tu - powiedziała dobitnie, patrząc mi prosto w oczy.
- Ale jak to? - spytałam rozpaczliwie. Polubiłam ją, nawet bardzo. Stała się moją drugą przyjaciółką, obok Alex. Choć na początku między nami nie było najlepiej, teraz jest dla mnie niemalże jak siostra.
- Tata stracił pracę, nic go tu nie trzyma... Nie jetem pełnoletnia, więc muszę jechać z nim...
- Gdzie? - szepnęłam, powstrzymując łzy.
- Do Stanów... - odpowiedziała, po czym spuściła wzrok, wlepiając go w swoje buty. - Znalazł tam dobrze płatną pracę, mieszkanie... - wyliczała. Zapadła niezręczna cisza. Słychać było nierówny oddech Susann i stłumione głosy, dochodzące z korytarza.
- Będzie mi ciebie brakowało - wybuchnęłam cichym płaczem i rzuciłam się koleżance na szyję. Mocno ją przytuliłam i nie chciałam wypuszczać z ramion.
- Mi ciebie też - jęknęła i także się rozpłakała. Trwałyśmy w uścisku kilka minut.
- Obiecaj, że niedługo mnie odwiedzisz - pociągnęłam cicho nosem i otarłam łzy.
- Obiecuję - skinęła głową. - Trzymaj się - objęła mnie ramieniem i poklepała lekko po plecach. - Zdrowiej szybko, zbieraj siły, bo jak tu przyjadę, zrobię ci niezły wycisk - zaśmiała się przez łzy, co zrobiłam też ja.
- Dziękuję. A tobie życzę szczęśliwej podróży - uniosłam na siłę kąciki ust w geście uśmiechu, ale raczej wyglądało to jak grymas. Jeszcze raz wpadłyśmy sobie w ramiona, a potem Susann powiedziała "do zobaczenia" i tyle ją widziałam.
Kolejna ważna osoba zostawiła mnie. Straciłam jedną z przyjaciółek, bardzo ważną osobę w moim życiu. Nie znam jej długo, ale co z tego? Bardzo się z nią zaprzyjaźniłam. Może to szpital nas tak do siebie zbliżył. To dzięki temu miejscu ją poznałam. Bez niej zanudziłabym się tu na śmierć. Alex wpadała do mnie w każdej wolnej chwili, ale przecież ma szkołę, taniec. A Susann była na.miejscu. Przesiadywała u mnie całymi dniami, dotrzymywała mi towarzystwa, a teraz tak nagle wyjechała...
----------------------------------------------
Hej! :)
Mamy rozdział 5! Jest krótki i nie jestem z niego w pełni zadowolona :/ Piszcie w komentarzach, co o nim myślicie ;)
Macie już ferie? Ja zaczynam od poniedziałku, a właściwie to już zaczęłam w minioną środę xD Nareszcie upragnione dni wolne :) Przydadzą się one na pisanie kolejnych rozdziałów i leniuchowanie :D Nie przedłużając: Kocham Was ♥
Miłego dnia!