czwartek, 30 stycznia 2014

Rozdział 5

Czytasz=komentujesz
----------------------------------------------
- Halo? Nic ci się nie stało? - do moich uszu dotarł przestraszony, zachrypnięty i tajemniczy głos. Zacisnęłam mocno powieki, by zaraz je otworzyć. Przed sobą ujrzałam czyjeś zielone, hipnotyzujące tęczówki, które penetrowały moją twarz. Rozpłynęłam się w nich, tym samym nie mogąc oderwać od nich wzroku.
Wspaniałe oczy należały do chłopaka o kasztanowej burzy loków na głowie. Wspomniane wcześniej oczy, okalały wachlarze długich rzęs. Nastolatek był ubrany w dres, a z kieszeni spodni zwisywały słuchawki, najprawdopodobniej podłączone do odtwarzacza MP3. Pewnie biegał. Podał mi swoją dużą dłoń, którą niepewnie chwyciłam i podniósł mnie do pozycji stojącej. Dopiero wtedy mogłam ocenić jego sylwetkę. Był wysoki i szczupły.
- Nic ci się nie stało? - ponowił pytanie zatroskanym głosem, poprawiając swoją czuprynę charakterystycznym ruchem. 
- N-nie - odpowiedziałam, wyrywając się z transu.
- Przepraszam za ten wypadek. Nie zauważyłem cię - mówił nerwowo i wodził wzrokiem po mojej osobie, szybko mrugając oczami.
- Nic się nie stało. Jak masz na imię? - wypaliłam bez zastanowienia. Jestem idiotką. Co mnie to obchodzi? Powinnam się pożegnać i iść dalej, a nie... Chłopak uniósł jedną brew do góry, robiąc zdziwioną minę. No nie dziwię mu się, że tak się zachowuje, jeśli jakaś obca dziewczyna pyta go o imię.
- Harry - podał mi dłoń i uśmiechnął się, ukazując dwa słodkie dołeczki w policzkach. 
- Allie - odwzajemniłam gest.
- Co tutaj robisz? - spytał, opierając się plecami o barierkę. Jego włosy falowały na wietrze, a oczy błyszczały.
- Przyszłam na spacer - odpowiedziałam. - Ale chyba będę miała kłopoty... - dodałam po chwili trochę ciszej i spuściłam wzrok, tym samym przyglądając się czubkom moich butów.
- Jakie? - zmarszczył czoło.
- Wyszłam ze szpitala bez zgody lekarza, a teraz nie wiem jak tam wrócić - wyjaśniłam, przyglądając się nastolatkowi. Jego mimika twarzy zmieniała się z każdym słowem mojej wypowiedzi. Teraz malowało się na niej zdziwienie. 
- Jesteś chora? - spytał niepewnie. - Wiesz, jeśli nie chcesz mówić, to oczywiście zrozumiem...
- Tak...to znaczy nie! - jąkałam się. Harry zmarszczył czoło, ale nie odzywał się. - Pięć lat temu miałam wypadek. Zapadłam w śpiączkę i wybudziłam się miesiąc temu.
- Aaaaaa... - Harry wydał z siebie dźwięk, jakby moja opowieść wszystko wyjaśniała. Uśmiechnął się tajemniczo i zamyślił.
- Eee... Wiesz może jak dojść to tego szpitala? - zadałam pytanie z nadzieją w głosie.
- Pewnie! - uśmiechnął się, ukazując dwa wgłębienia i rząd równych zębów. - Zaprowadzę cię - zaoferował, na co oczywiście się zgodziłam.

Razem z brunetem ruszyliśmy w wyznaczone przeze mnie miejsce. Widać było, że chłopak zna Londyn jak własną kieszeń. Co chwilę pokazywał mi ciekawe miejsca, budynki, opowiadając o nich krótką historię. Zadziwiała mnie jego niesamowita wiedza na temat tych obiektów. Ja nigdy wcześniej nie widziałam tych niektórych miejsc, albo po prostu nie zwracałam na nie uwagi. Cały czas rozmawialiśmy. Opowiedziałam mu o wypadku, planach na przyszłość, a on o swojej rodzinie i przyjaciołach. Chłopak był bardzo miły i zabawny. Dobrze mi się z nim rozmawiało. Już po kilku minutach staliśmy pod szpitalem.
- Dziękuję za przyprowadzenie mnie tutaj - powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
- A ja za miłe towarzystwo - odwzajemnił gest. Nastała chwila milczenia. W tym momencie zauważyłam idącą chodnikiem, po drugiej stronie ulicy, moją rodzicielkę.
- O cholera! - pisnęłam.
- Co? - padło z ust Harry'ego.
- Idzie moja mama - poinformowałam go spanikowana i ruszyłam pędem do szpitala, zostawiając zdziwionego nastolatka samego, na środku chodnika. Wpadłam wejściem do środka i szybko weszłam do windy. Dopiero, kiedy jej drzwi się zasunęły, odetchnęłam z ulgą.
W końcu znalazłam się w mojej sali. Szybko zdjęłam kurtkę, buty i schowałam wszystko do walizki. Wskoczyłam do łóżka i przykryłam się kołdrą. Dosłownie po chwili w pomieszczeniu pojawił się lekarz. Był nieźle wkurzony. Rozpoznałam to po zmarszczonym czole i zaciśniętych pięściach. Czyżby dowiedział się o mojej "ucieczce" ze szpitala? Ale jak? Przecież nikt mnie nie widział. Przynajmniej tak mi się wydaje...
- Allie, gdzieś ty była? - zapytał zdenerwowanym głosem. - Byłem tutaj godzinę temu, a ciebie nie było. Byłem pół godziny temu i też cię nie było! - mówił jak nakręcony.
- Byłam w łazience...
- Tak długo?! - przerwał mi.
- A potem u jednej z pacjentek - wyjaśniłam. - Niech się pan nie wydziera na mnie o byle gówno! - powiedziałam złośliwie. - Nie będę siedziała 24 godziny na dobę w jednej sali i do tego sama! - wygłosiłam swój monolog z irytacją w głosie. Zauważyłam, że doktorowi zrobiło się głupio. 
- Okej, dobrze - wymamrotał pod nosem.
- Chcę zostać sama - rozkazałam. Mężczyzna bez słowa wyszedł z pomieszczenia.

Zaśmiałam się głośno. Jacy ludzie są naiwni. Uwierzą w każdą bzdurę. Tak, jestem uparta. Postawiłam na swoim i poszłam na ten spacer. Nikt mi tego nie zabroni. Ruch na świeżym powietrzu tylko pomoże mi wrócić do zdrowia. Z uśmiechem na twarzy przykryłam się kołdrą i poszłam na randkę z moim kochanym laptopem.
Nie miałam nawet kilku minut spokoju, bo do sali weszła moja mama. Przesłała mi promienny uśmiech, na co ja tylko lekko uniosłam kąciki ust. Usadowiła się na krześle, wcześniej zdejmując płaszczyk. Przypomniała mi się sytuacja sprzed szpitala i Harry... On jest taki... taki inny... Miły, opiekuńczy, zabawny i niesamowicie przystojny. Oh, Allie, nie rozpływaj się. A jego oczy...
- ... Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - dotarł do moich uszu zirytowany głos rodzicielki. Otrząsnęłam się z dziwnych myśli i spojrzałam na postać siedzącą obok mnie.
- Mówiłaś coś? - rzuciłam.
- Tak. Cały czas coś mówię - odparła trochę zdenerwowana. Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem. - No więc... Rozmawiałam z twoim lekarzem i powiedział mi, że czujesz się coraz lepiej i w przyszłym tygodniu będziesz mogła wyjść do domu.
- Oh, naprawdę?! - krzyknęłam zadowolona, ale i zdziwiona. Otworzyłam szeroko oczy. Mama skinęła twierdząco głową. - W końcu - zachichotałam.

Następnego dnia obudziłam się jak nowo narodzona. Wczorajsza informacja niesamowicie mnie ucieszyła. Nareszcie opuszczę to miejsce i będę mogła zacząć nowe życie. Mój humor był... Nawet nie mogę określić słowami, jaka jestem szczęśliwa. Nikt nie ma pojęcia, jak bardzo cieszę się z tego faktu. To chyba najlepsza wieść w całym moim życiu.
- Dzień dobry - przywitała mnie pielęgniarka.
- Dzień dobry - odparłam rozpromieniona.
- Słyszałam, że niedługo wychodzisz - przytaknęłam ochoczo na jej słowa. - To świetna wiadomość! - ucieszyła się.
- Pewnie macie mnie już dość - zachichotałam.
- Nie, no coś ty - pokręciła głową. Zaśmiałam się. Miałam wspaniały humor. Pozytywna energia emanowała każdą komórką mojego ciała.
- Już nie mogę się doczekać! - mówiłam z ekscytacją w głosie.
Naszą rozmowę przerwało pukanie do drzwi. Krzyknęłam "proszę" w przestrzeń, po czym drzwi się otworzyły. W progu ujrzałam Susann. Była ubrana w normalne ubrania i wcale nie wyglądała na pacjentkę. Kiedy pielęgniarka zauważyła, że mam gościa, opuściła pomieszczenie. Dziewczyna podeszła bliżej mnie. Była jakaś smutna i przybita, co wcale do niej nie pasowało. Zawsze była taka wesoła, szalona i zwariowana. Nie poznawałam jej. Miała całkowicie odmienny humor niż ja w dzisiejszym dniu.
- Hej - powiedziałam z uśmiechem wymalowanym na twarzy. Nastolatka milczała. Oparła się o oparcie krzesła i spuściła głowę w dół. - Ej, co jest? - zmartwiłam się.
- Wychodzę ze szpitala... - oznajmiła cicho, prawie niedosłyszalnie.
- To wspaniale! - odparłam optymistycznie. Dziewczyna przesłała mi tylko zbolałe spojrzenie.
- Przyszłam się pożegnać - mruknęła ponuro.
- Ale przecież na szpitalu nasza przyjaźń się nie kończy! - powiedziałam desperacko. Zachowanie Evans mnie szokowało. - W przyszłym tygodniu też wychodzę ze szpitala. Będziemy mogły spotykać się do woli - ciągnęłam optymistycznie.
- Wyjeżdżam... - odezwała się po chwili ciszy. Zmarszczyłam brwi.
- No ale chyba wrócisz...
- Allie, wyjeżdżam na stałe nie wrócę tu - powiedziała dobitnie, patrząc mi prosto w oczy.
- Ale jak to? - spytałam rozpaczliwie. Polubiłam ją, nawet bardzo. Stała się moją drugą przyjaciółką, obok Alex. Choć na początku między nami nie było najlepiej, teraz jest dla mnie niemalże jak siostra.
- Tata stracił pracę, nic go tu nie trzyma... Nie jetem pełnoletnia, więc muszę jechać z nim...
- Gdzie? - szepnęłam, powstrzymując łzy.
- Do Stanów... - odpowiedziała, po czym spuściła wzrok, wlepiając go w swoje buty. - Znalazł tam dobrze płatną pracę, mieszkanie... - wyliczała. Zapadła niezręczna cisza. Słychać było nierówny oddech Susann i stłumione głosy, dochodzące z korytarza.
- Będzie mi ciebie brakowało - wybuchnęłam cichym płaczem i rzuciłam się koleżance na szyję. Mocno ją przytuliłam i nie chciałam wypuszczać z ramion.
- Mi ciebie też - jęknęła i także się rozpłakała. Trwałyśmy w uścisku kilka minut.
- Obiecaj, że niedługo mnie odwiedzisz - pociągnęłam cicho nosem i otarłam łzy.
- Obiecuję - skinęła głową. - Trzymaj się - objęła mnie ramieniem i poklepała lekko po plecach. - Zdrowiej szybko, zbieraj siły, bo jak tu przyjadę, zrobię ci niezły wycisk - zaśmiała się przez łzy, co zrobiłam też ja.
- Dziękuję. A tobie życzę szczęśliwej podróży - uniosłam na siłę kąciki ust w geście uśmiechu, ale raczej wyglądało to jak grymas. Jeszcze raz wpadłyśmy sobie w ramiona, a potem Susann powiedziała "do zobaczenia" i tyle ją widziałam.
Kolejna ważna osoba zostawiła mnie. Straciłam jedną z przyjaciółek, bardzo ważną osobę w moim życiu. Nie znam jej długo, ale co z tego? Bardzo się z nią zaprzyjaźniłam. Może to szpital nas tak do siebie zbliżył. To dzięki temu miejscu ją poznałam. Bez niej zanudziłabym się tu na śmierć. Alex wpadała do mnie w każdej wolnej chwili, ale przecież ma szkołę, taniec. A Susann była na.miejscu. Przesiadywała u mnie całymi dniami, dotrzymywała mi towarzystwa, a teraz tak nagle wyjechała...
----------------------------------------------
Hej! :)
Mamy rozdział 5! Jest krótki i nie jestem z niego w pełni zadowolona :/ Piszcie w komentarzach, co o nim myślicie ;)
Macie już ferie? Ja zaczynam od poniedziałku, a właściwie to już zaczęłam w minioną środę xD Nareszcie upragnione dni wolne :) Przydadzą się one na pisanie kolejnych rozdziałów i leniuchowanie :D Nie przedłużając: Kocham Was ♥
Miłego dnia!

Do następnego xxx (:


czwartek, 23 stycznia 2014

Rozdział 4

Czytasz=komentujesz
----------------------------------------------
Weszłam do mojego tymczasowego pokoju, gwałtownie otwierając drzwi. Byłam zdziwiona i rozdrażniona przyjazdem niespodziewanych gości. Dziadkowie weszli zaraz za mną, zmartwieni moim zachowaniem. Chyba nie powinni się dziwić, że jestem w ich stosunku taka obojętna i niemiła. Usiadłam na łóżku i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. Babcia usiadła obok mnie, a dziadek na krześle.
- Kochanie, nie cieszysz się na nasz widok? - spytała starsza kobieta, uważnie mi się przyglądając i odgarniając kosmyk moich włosów za ucho, aby lepiej widzieć moją twarz.
- Jakoś niespecjalnie - warknęłam w ich kierunku.
- Dlaczego? - dopytywała zdziwiona, marszcząc czoło.
- Jeszcze się pytacie?! - podniosłam głos. - Od dziesięciu lat nawet nie raczyliście zadzwonić do mnie! Zero życzeń na urodziny, głupiego pytania "Co słychać?". Nic! Kiedy mieliśmy wypadek, tylko zadzwoniliście do mamy. Raz, jedyny raz. Nawet nie przyjechaliście zobaczyć swojej wnuczki w śpiączce - po mojej twarzy spłynęła pierwsza, słona łza. Szybko otarłam ją wierzchem dłoni. - Nigdy nie byłam dla was ważna. Wszystko was interesowało, tylko nie ja! - teraz to już na dobre się rozpłakałam. Zakryłam twarz dłońmi i szlochałam. Poczułam, że ktoś kładzie rękę na moim ramieniu i mocno mnie do siebie przytula.
- Allie, przepraszamy bardzo - odezwał się, jak do tej pory milczący, dziadek.
- Darujcie sobie... - odparłam oschle i wyrwałam się z uścisku babci. - Nie musieliście tutaj przyjeżdżać.
- Kochanie... - jęknęła rozpaczliwie babcia. - Proszę... My po prostu myśleliśmy, że nie potrzebujesz nas... - mówiła załamanym głosem. Była spanikowana.
- Teraz was nie potrzebuję... - wydukałam bezuczuciowo te kilka słów, przełykając wielką gulę, tkwiącą w moim gardle. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna, by móc uwolnić łzy z oczu i nie patrzeć na moich gości, których nienawidziłam. Starsi ludzie wstali z miejsca. Widziałam w szybie lekki zarys ich postaci. Babcia chciała jeszcze coś powiedzieć, ale najwyraźniej brakowało jej słów, więc razem ze swoim mężem opuścili salę.
Uderzyłam pięścią w parapet. Byłam wściekła. Jak nie było im wstyd tutaj przyjechać? Po tylu latach się zjawiają i udają takich kochanych i troskliwych, a wcześniej nie raczyli wysłać nawet głupiego SMS'a. Nie chcę ich znać! Nie potrzebuję takich dziadków. Pół życia mieli mnie gdzieś, a nagle zjawiają się jak gdyby nigdy nic. Niech wracają tam, skąd przyjechali, a mnie zostawią w spokoju. Nie mają już wnuczki i nigdy nie mieli.
Kiedy trochę ochłonęłam, usiadłam na łóżku. Nadal myślałam o tej całej sytuacji. W końcu to są moi dziadkowie. Powinnam ich kochać i wybaczyć... Ale... ale ja po prostu nie potrafię. Nie było ich w moim życiu prawie nigdy, a ja tak nagle mam przyjąć ich przeprosiny i udawać super wnuczkę? Nie piszę się na to. Nie chcę oszukiwać ani siebie, ani innych, że nic się nie stało. Stało się!
Do sali weszła moja mama. Miała nieokreślony wyraz twarzy. Pewnie moi goście już się poskarżyli, jak ich potraktowałam i teraz będę wysłuchiwać długiego kazania na ten temat.
- Allie, czemu tak potraktowałaś moich rodziców? - zapytała poważnym głosem. A nie mówiłam.
- Czemu oni potraktowali tak mnie? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Allie... - kobieta westchnęła.
- Nie mamo! Nie obchodziłam ich całe życie, a teraz do mnie przyjeżdżają i udają, że nic się nie stało! - zbulwersowałam się. Mówiłam, wymachując rękami na prawo i lewo.
- Chyba ważne jest to, że przyjechali i to w tak ważnym momencie - upierała się przy swoim.
- Ze śpiączki wybudziłam się ponad miesiąc temu. Babcia i dziadziuś od strony taty przyjechali po kilku dniach, choć mieli setki kilometrów do przejechania! - nie ustępowałam. Tak, wiem, że to są jej rodzice i chce utrzymywać z nimi dobry kontakt, więc będzie mnie namawiała do wybaczenia, ale bez przesady! Ja ich nawet dobrze nie znam.
- Córeczko, spokojnie... - zaczęła cicho. - Babcia i dziadek kochają cię... - po tych słowach wywróciłam oczami, ale nie przerywałam jej monologu. - Nie bronię ich, bo popełnili duży błąd. Jednak myślę, że powinnaś im wybaczyć. Jesteś mądrą dziewczyną. Nie musisz utrzymywać z nimi kontaktu, nie musisz się z nimi spotykać, tylko wybacz - zakończyła.
- No nie wiem... - burknęłam. - Zastanowię się - odparłam zamyślona, trochę zrezygnowanym głosem.
Całą noc myślałam o babci i o dziadku. Jednak mam uczucia i męczy mnie ta sytuacja. To moja rodzina! Może jednak powinnam się przełamać i puścić w niepamięć to wszystko. Przecież niedługo zaczynam nowe życie. Chcę mieć czystą kartę, więc może lepiej będzie, jeśli pozamykam sprawy z przeszłości. Ale druga część mnie, ta uparta, przypomina mi o tych złych chwilach. Ugh! Mam totalny mętlik w głowie. Nie wiem, co mam zrobić. Nie mam zielonego pojęcia, która decyzja będzie tą dobrą.

Rano obudziłam się zmęczona, niewyspana, z workami pod oczami. Niespanie w nocy nie wyszło mi na korzyść. Od razu powędrowałam do szpitalnej łazienki, gdzie wzięłam orzeźwiający prysznic. W czasie wykonywanej czynności myślałam o sprawie zaprzątającej moją głowę. Chyba w końcu podjęłam właściwą decyzję.
Kiedy wróciłam do siebie, bardzo się zdziwiłam. Na łóżku siedziała babcia i dziadek. Na ich widok wydałam z siebie ciche "Oh!"  i zatrzymałam się w miejscu. Po chwili podeszłam bliżej i usiadłam na krzesełku. Podparłam głowę na dłoniach i wlepiłam wzrok w punkcie na podłodze. Nie potrafiłam zebrać słów w całość, aby jakoś wyrzucić z siebie to , co chcę powiedzieć.
- Bo... wiecie... To wszystko... ja... Oh! - jąkałam się, błądząc wzrokiem po całej sali - Wybaczam wam - trudno było mi wydusić z siebie te dwa słowa, ale udało się. Zerknęłam na ich twarze, na których malowały się zdziwione uśmiechy. Po upływie kilku sekund, babcia mocno mnie przytuliła. Ja tkwiłam tak w miejscu, nie wykonując żadnego ruchu, gestu.
- Dziękujemy - szepnął dziadek, który przyłączył się do naszego uścisku.
Siedziałam, słuchając długich przeprosin dziadków. Widać było, że zależy im na odbudowaniu, a raczej zbudowaniu więzi ze mną. Wybaczyłam im? Wybaczyłam! I to jest najważniejsze. 
Kiedy moi goście pożegnali się ze mną i wyszli na zewnątrz, do sali, jak na zawołanie wparowała Alex. Kazała mi opowiedzieć wszystko o spotkaniu z nimi. Trajkotałyśmy z pół godziny, oczywiście na wiele innych tematów.
- Chodźmy na spacer po szpitalu! - powiedziałam rozpromieniona i wyskoczyłam z ciepłego łóżka. Założyłam szlafrok, a na stopy łapcie i skierowałam się w stronę wyjścia.
Stąpałam powoli po płytkach korytarza, a Alex obok mnie. Spacerowałyśmy po wszystkich piętrach szpitala. Jak zwykle o czymś paplałyśmy. Usta nam się nie zamykały. Miałyśmy tyle wspólnych tematów, że mogłybyśmy rozmawiać na okrągło.
- Może chodźmy już do sali - mówiła dziewczyna ze zniecierpliwieniem w głosie. Spojrzałam na nią ze zdziwieniem. Przecież dopiero stamtąd wyszłyśmy.
- Jeszcze nie - zaprotestowałam. - Chciałabym wyjść na dwór - jęknęłam błagalnie, wyglądając przez okno. Drzewa zieleniały, a na niebie świeciło słoneczko. Idzie wiosna. Aż dziwne, że nie pada deszcz.
- Jest zimno. Możesz się rozchorować - tłumaczyła Brown. Wywróciłam oczami.
- No proszę - powiedziałam, robiąc maślane oczy.
- Oh, okej - westchnęła. - Ale najpierw idę się spytać lekarza o zgodę, a ty idź do sali.
- Dziękuję - zapiszczałam i rzuciłam się na szyję przyjaciółki.
Podążyłam w stronę "mojego pokoju", w czasie gdy Alex poszła do gabinetu lekarza. Mam nadzieję, że pozwoli mi wyjść na świeże powietrze. Od wybudzenia się, nie mogłam nawet otworzyć szerzej okna. Przez pięć lat nie wychodziłam na zewnątrz, tylko leżałam w dusznym pomieszczeniu, więc napewno straciłam odporność i nietrudno będzie o chorobę. Dlatego martwię się, że doktor nie zgodzi się na moją wycieczkę, a ja tak bardzo chcę zobaczyć zieloną trawę, błękitne niebo i poczuć promienie słońca na własnej skórze.
W tej chwili drzwi od sali otworzyły się. Do środka wkroczyła Alex, a zaraz za nią lekarz. Od razu wstałam na równe nogi i patrzyłam na nich z wyczekiwaniem.
- Mogę wyjść na zewnątrz? - słowa padły z moich ust. Przeczesałam nerwowo moje długie włosy.
- Niestety nie - odparł mężczyzna. Byłam strasznie zawiedziona. Prychnęłam niezadowolona i położyłam się na łóżku, plecami do lekarza i przyjaciółki. - Allie, jest jeszcze za wcześnie...
- Za wcześnie?! - krzyknęłam i podniosłam się do pozycji siedzącej, obdarzając wysoką postać wściekłym spojrzeniem. - Przez pięć lat duszę się w murach tego cholernego szpitala, a pan mówi, że jest za wcześnie na wyjście na dwór?! - emocje we mnie buzowały. Może zachowuję się jak dziecko, któremu zabrano zabawkę, ale taka już jestem.
- Allie, musisz się uodpornić - kontynuował.
- Nic nie muszę! - z powrotem ułożyłam się w łóżku. Przykryłam się kołdrą po czubek nosa. - Idźcie stąd! - warknęłam. Cisza. Stali dalej nade mną. - No idźcie! - po tym do moich uszu dotarł dźwięk oddalających się kroków, a po chwili zamykanie drzwi. Zerknęłam w tamtym kierunku, by upewnić się, czy nikogo nie ma w sali. Pusto. 

Rzuciłam się bezwładnie na miękką poduszkę, wypuszczając powietrze ze świstem. Odgarnęłam kilka kosmyków włosów z twarzy, które pod wpływem powietrza tam się znalazły. Zaczęłam myśleć. Jeśli lekarz nie pozwala mi wyjść ze szpitala, to przecież on nie musi o tym wiedzieć. Pójdę sobie sama, bez jego zgody. To jest myśl!
Zerwałam się z łóżka z uśmiechem na twarzy. Podbiegłam na palcach do drzwi i ostrożnie je uchyliłam. Rozejrzałam się po korytarzu. Nikogo znajomego nie zauważyłam. Wróciłam do sali. Wyciągnęłam z walizki kurtkę, którą szybko ubrałam na moje drobne ciało. Na stopy wsunęłam buty, a na głowę kaptur od kurtki, aby w razie czego nikt mnie nie rozpoznał. Teraz mogę iść!
Wyjrzałam przez szparę od drzwi, patrolując teren. Wymsknęłam się  pomieszczenia i ruszyłam korytarzem. Rozglądałam się na boki, aby nie wpaść na kogoś, kto mnie zna. Dotarłam do windy i wsiadłam do niej, by po chwili zjechać na parter. Szybkim marszem doszłam do głównych drzwi, przez które opuściłam szpital.
Od pierwszej sekundy pobytu na dworze, poczułam świeże powietrze, nie przesiąknięte szpitalem. Przymknęłam lekko oczy, by rozkoszować się czystością powietrza. Na mojej twarzy zagościł uśmiech, od razu poczułam się lepiej. Dostałam przypływu pozytywnej energii i aż chciało mi się żyć. Po chwili ruszyłam chodnikiem przed siebie. Pochłaniałam wzrokiem każdy kawałek świata. Tak bardzo chciałabym już wrócić do domu i móc codziennie chodzić na takie spacery. 

Szłam, szłam, szłam i nawet nie zorientowałam się, kiedy znalazłam się w centrum Londynu. Pamiętam jak jeszcze przed wypadkiem kochałam tu przychodzić. Big Ben, London Eye... Boże, to jest takie cudowne. Zawsze spacerowałam tu wieczorem z rodzicami, kiedy wszystko było ślicznie oświetlone. To... tutaj... To jest takie magiczne, bajkowe, niesamowite... Londyn to najpiękniejsze miasto na Ziemi.
Następnie skierowałam się w stronę Tower Bridge. Weszłam na most i spacerowałam po nim, co chwilę wychylając się za barierkę i obserwując falującą wodę Tamizy. Byłam zachwycona. Nagle poczułam, że coś do mnie dobija. Straciłam równowagę i upadłam na twardą ziemię...
----------------------------------------------
Tadammmm! Oto rozdział 4 :) Pewnie domyślacie się kto wpadł na Allie ;) Niezbyt oryginalne spotkanie tej dwójki, ale niech będzie :D Czytajcie, komentujcie :) Rozdział 5 już niedługo.
Do napisania xxx (:

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Rozdział 3

Czytasz=komentujesz
----------------------------------------------
KONIECZNIE PRZECZYTAJCIE NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!!!

- Co się dzieje?! - dopytywała przerażona pielęgniarka.
- Głowa - złapałam się za nią i zacisnęłam mocno powieki z bólu. Łzy spływały strużkami po moich bladych policzkach.
- Boli cię? - spytał lekarz, w przeciwieństwie do "siostry" był bardzo opanowany i zachowywał zimną krew. Skinęłam twierdząco głową. Szybko podali mi jakieś proszki, które natychmiast popiłam wodą. Kazali mi się wygodnie położyć na łóżku i czekać, aż ból minie. Stali nade mną i mnie obserwowali. Nawet nie wiem, kiedy usnęłam.
- ... co to było? - obudziła mnie jakaś cicha konwersacja. Otworzyłam oczy i ujrzałam moją mamę, rozmawiającą z lekarzem. Od razu zamknęłam powieki i zaczęłam podsłuchiwać.
- Nagły atak bólu głowy - wytłumaczył doktor, akcentując każde słowo.
- Ale czy to groźne? - dopytywała rodzicielka, widocznie niezadowolona z odpowiedzi.
- Myślę, że nie. Często po długoletniej śpiączce, spowodowanej urazem mózgu, występują bóle głowy. Pani córka miała niesamowite szczęście. Niektórzy doznają nieodwracalnych uszkodzeń mózgu - ciągnął.
- A czy może się to powtórzyć?
- Oczywiście, że może, ale nie musi - odpowiedział. Na tym skończyła się rozmowa.
Kiedy lekarz opuścił pomieszczenie, mama usiadła na krześle, obok mojego łóżka. Zaczęła odgarniać kosmyki włosów z mojej twarzy. Ja nadal udawałam, że śpię. Zastanawiałam się nad tym atakiem bólu głowy. To znowu może się powtórzyć. Nie chcę znowu przez to przechodzić. Chciałabym być już w pełni zdrowa, wrócić do domu i zacząć nowe życie.
- Jak się czujesz, kochanie? - spytała rodzicielka, kiedy otworzyłam oczy.
- Nie najlepiej - wydukałam, przełykając wielką gulę, znajdującą się w moim gardle. Mama zauważyła mój smutek.
- Córeczko, to nie było nic groźnego - pocieszała mnie. - Lekarz powiedział, że to cud, że w ogóle się wybudziłaś i jesteś w takim stanie, w jakim jesteś. Za jakiś miesiąc, dwa, kiedy nabierzesz sił, wyjdziesz ze szpitala. Potrzeba czasu i cierpliwości - wyjaśniła wszystko, pokrzepiając mnie. Naprawdę, to mnie trochę podbudowało. W sumie, dostałam tak jakby drugie życie od Boga. Teraz mogłabym już nie żyć, a żyję i mam się nawet dobrze. Mama ma racje, muszę być cierpliwa.
Po rozmowie z rodzicielką, znacznie poprawił mi się stan psychiczny. Nie mogę tylko użalać się nad sobą, że leżę w szpitalu, nie mogę ruszyć się z miejsca, jestem pod kroplówką i ledwie potrafię usiąść lub wyciągnąć rękę po jakiś przedmiot. Muszę widzieć pozytywy, których jest znacznie więcej. Po pierwsze - żyję. To jest najważniejsze. Lekarze nie dawali żadnych szans, że wybudzę się ze śpiączki, a jednak. Wyszłam z tego i jak to oni mówią, czuję się wspaniale po takim wypadku, zdarzeniu. Po drugie mam kochającą rodzinę i przyjaciół. To głównie dzięki nim "powróciłam" na świat. To oni wierzyli i modlili się, to oni mnie odwiedzali przez pięć lat i byli przy mnie. Po trzecie mam wspaniałą opiekę w szpitalu. Mnóstwo pielęgniarek i lekarzy ciągle do mnie zagląda. To oni mnie uratowali przed śmiercią. Oni podają mi leki, dzięki którym będę mogła całkowicie wyzdrowieć. Jednak nie jest tak źle, jakby się mogło wydawać.

Następny dzień. Siedziałam sobie właśnie w moim szpitalnym łóżku i czytałam świeżą prasę, którą przyniosła mi moja mama. Był tam zawarty artykuł pt. "Cudowne wybudzenie", który opisywał mój wypadek, śpiączkę i wybudzenie się z niej. Dziwnie jest tak czytać o sobie w gazecie. A do tego nie wszystko było do końca rzetelnie napisane. Ale mniejsza z tym. Moją jakże ciekawą czynność przerwało pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedziałam cicho, nie unosząc wzroku znad gazety. Drzwi skrzypnęły, co oznaczało, że ktoś je otworzył. Panowała cisza. Uniosłam wzrok i spojrzałam w tamtym kierunku. W progu stała ta dziewczyna, która przedwczoraj wparowała do mojej sali. Na jej widok moja mina zrzedła. Od pierwszego spotkania jej nie polubiłam.
- Hej - powiedziała nieśmiało, nerwowo przebierając nogami. Zachowywała się inaczej niż ostatnio. Była jakaś rozdrażniona i zestresowana.
- Jeśli znowu masz zamiar mnie denerwować, to lepiej wyjdź - odparłam obojętnie, z powrotem przenosząc wzrok na papier pokryty małymi literkami tekstu.
- Nie! - zaprzeczyła. - Właściwie to ja... ja przyszłam cię przeprosić - wydukała, wpatrując się w podłogę. Spojrzałam z zainteresowaniem na nastolatkę. Nie wierzyłam w to, co mówi. Ta zerknęła na mnie ukradkiem. Zamknęłam gazetę i położyłam ją na pościeli.
- Chyba nie będziesz stała tak w progu - mruknęłam pod nosem. Susann niepewnie podeszła do krzesła, stojącego przy łóżku.
- Przeczytałam w gazecie ten artykuł o tobie i... Oh! Przepraszam! Wtedy zachowałam się jak idiotka. Pewnie jest ci strasznie ciężko po stracie ojca... A ja zawsze jestem taka głupia. Mówię coś bez zastanowienia się - trajkotała chaotycznie. Widać, że ma wyrzuty sumienia.
- Okej, przecież nie wiedziałaś... - powiedziałam cicho, wpatrując się w jeden punkt.
- Czyli między nami zgoda? - wyszczerzyła się, podając dłoń.
- Zgoda - uśmiechnęłam się pod nosem, podając jej swoją rękę.
Rozpoczęłyśmy z Susann rozmowę o różnych rzeczach. Oczywiście ona paplała dzeisięć razy szybciej i więcej niż ja, ale to tylko szczegół. Okazała się być bardzo miłą, zwariowaną siedemnastolatką z tysiącami pomysłów na minutę. Różniłyśmy się od siebie bardzo, jak ogień i woda, ale to chyba sprawiało, że dobrze nam się gadało i już po dwóch godzinach mogłam nazwać ją koleżanką, a nie zwykłą znajomą.
- Okej, ja już będę uciekać do siebie, bo pewnie mnie pielęgniarki szukają - zachichotała, wstając z krzesełka i kierując się do wyjścia. - Ale nie martw się, jeszcze będziesz miała mnie dość - zaśmiałyśmy się razem. Susann wyszła z pomieszczenia, machając mi na pożegnanie, co zrobiłam też ja.
Kiedy zostałam sama, cały czas uśmiechałam się od ucha do ucha. Moja nowa koleżanka to naprawdę bardzo radosna osoba. Choć pierwsze wrażenie nie było najlepsze, to teraz wszystko się odmieniło. Cieszę się, że znalazłam tu, w szpitalu kogoś do towarzystwa.


Minął miesiąc. Wiele się zmieniło w moim życiu. Odłączono mnie od kroplówki i mogłam normalnie zacząć jeść. Z dnia na dzień apetyt mi się poprawiał. Nabierałam coraz więcej sił i kilogramów. Moje policzki nie były już takie zapadnięte, a oczy nabrały blasku. Mój humor także był wyśmienity. Codziennie ktoś mnie odwiedzał. Jak nie mama i Alex, to znajomi, a także rodzina. Susann przesiadywała u mnie non stop, przez co bardzo się z nią zżyłam. W szpitalu poznałam kilka innych pacjentek, które także często dotrzymywały mi towarzystwa. Pielęgniarki były bardzo miłe i czasami w przerwie od pracy przesiadywały u mnie. Nie nudziłam się jakoś bardzo. Nawet jak zostawałam sama, to miałam telefon, laptop, książki i gazety. Powoli powracałam do zdrowia, ale i tak nie mogłam doczekać się już opuszczenia szpitala.
Oczywiście najbardziej cieszył mnie fakt, że mogłam już wstać i chodzić. Na początku wszędzie wożono mnie wózkiem, ale byłam tak uparta, że już po kilku dniach mogłam swobodnie chodzić. Przed tym, przechodziłam rehabilitację, jednak nie trwała ona długo.
Leżałam sobie właśnie w szpitalnym łóżku, jadłam owoce i serfowałam po internecie. Przeglądałam różne portale informacyjne, kiedy do sali wkroczył lekarz.
- Witaj Allie - przywitał mnie z uśmiechem, przeglądając stosik papierów, jak to zwykle robił.
- Dzień dobry - odparłam zadowolona, unosząc wzrok znad ekranu laptopa.
- Widzę, że przez ten miesiąc potrafiłaś się już uzależnić od tych gadżetów - wskazał głową na komputer i zaśmiał się.
- Eh, to z nudów - westchnęłam. - A tak na marginesie, to kiedy będę mogła w końcu wyjść ze szpitala? - spytałam, przyglądając się z niecierpliwością mimice lekarza.
- Ja właśnie w tej sprawie - powiedział i zanurzył wzrok w tekście widniejącym na białym papierze. - Wyniki badań są bardzo dobre. Jesteś młoda, silna, w ekspresowym tępie powracasz do całkowitego zdrowia i myślę, że za jakieś dwa tygodnie będziesz mogła wrócić do domu - uśmiechnął się szczerze w moim kierunku.
Akurat do sali wparowała Alex ze stosem książek i zeszytów. A no tak, zapomniałam wspomnieć, że w każdej wolnej chwili moja przyjaciółka nadrabia ze mną materiał szkolny. W cały miesiąc zdążyłyśmy przerobić z grubsza dwa lata. I po co chodzić do szkoły?
Zdyszana dziewczyna usiadła na krześle, obok mnie i zaczęła głośno sapać. Po uspokojeniu oddechu, przywitała się ze mną i przeszła do "prowadzenia lekcji".
- Ugh! - jęknęłam podczas długiego wykładu Brown na temat budowy liścia. Byłam znudzona i nie chciało mi się słuchać o jakiejś głupiej roślinie. - Chodźmy może na spacer po szpitalu - zaproponowałam. Wolałam to, niż naukę.
- No okej, ale wiesz, że jak wyjdziesz ze szpitala, będziesz musiała zaliczyć cały materiał? - powiedziała, unosząc jedną brew do góry.
- Tak, wiem, wiem - odpowiedziałam, wywracając oczami.
Wygramoliłam się z łóżka, stawiając stopy na zimną podłogę. Całe moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Założyłam szlafrok, a na stopy wsunęłam cieplutkie kapcie. Z uśmiechem opuściłam salę, a zaraz za mną moja przyjaciółka. 
Chodziłyśmy korytarzami szpitala, rozmawiając o jakiś błahych sprawach. Co chwilę zauważałam pacjentów. Jedni byli przybici, drudzy weseli. Niektórzy byli tu, aby wyzdrowieć, inni wyczekiwali śmierci. To dziwne, że szpital jest miejscem ratowania życia, a także tracenia tego cennego daru. W moim przypadku życie zostało uratowane. Lekarze zrobili wszystko, abym nadal była wśród żywych i udało im się to.
Nagle moją rozmowę z panną Brown przerwało wołanie mojego imienia. Zmarszczyłam czoło. Nie poznawałam takiego głosu. Rozejrzałam się wkoło, ale nie zauważyłam nikogo znajomego. Może coś mi się przesłyszało. Podążałam dalej, ale krzyk się nasilił. Nawet Alex to usłyszała. Odwróciłam się na pięcie i ujrzałam dwie biegnące osoby w moją stronę. Kobieta i mężczyzna w starszym wieku. Zrobiłam pytającą minę, bo w ogóle nie miałam pojęcie kto to jest. Stałam tam, jak słup soli i czekałam, aż postacie będą już blisko. Po kilku sekundach, kiedy dzieliła nas odległość kilku metrów, rozpoznałam w nich moich drugich dziadków.
- Allie! - babcia ze łzami w oczach rzuciła mi się na szyję i mocno przytuliła. Dziadek poszedł w jej ślady.
- Co wy tu robicie? - zapytałam, kiedy wypuścili mnie ze swoich ramion, marszcząc brwi i przyglądając im się ze zdziwieniem. Spodziewałam się wszystkich, nawet Obamy, ale nie sądziłam, że to właśni oni mnie odwiedzą...
----------------------------------------------
Hej :)
Oto rozdział 3!
Dziękuję za ponad 900 wyświetleń, 3 obserwatorów i wszystkie miłe komentarze.
Jeśli chcesz być informowana o nowych rozdziałach, napisz pod tym postem "Informuj mnie..." i nick twittera lub adres swojego bloga.
Dotychczas informuję:
1. @Charlotta037
2. @CatchMoments3
3. @loveHorses1D
4. http://anna-
secrets-love-hate-dangers.blogspot.com/
5. @Rapid_Niger
6. @xAgata_Sz

Dziękuję za wszystko. Komentujcie i dodawajcie do obserwowanych :)
Kocham Was ♥

niedziela, 5 stycznia 2014

Rozdział 2

Czytasz=komentujesz
----------------------------------------------
Rozdział dedykuję @Charlotta037 :)


Minęły dwa dni. Odłączono mnie od respiratora, przez co mogę swobodnie oddychać, a co najważniejsze rozmawiać. Dzisiaj obudziłam się dosyć wcześnie. Od momentu, kiedy otworzyłam oczy, cieszyłam się jak głupia. Obawa, że znowu zapadnę w śpiączkę nadal trwała. Spojrzałam na zegarek. Było kilka minut po 6:00. Westchnęłam ciężko. Lekarz dyżurny lub pielęgniarka przyjdzie dopiero o 7:00, więc będę musiała się jeszcze nudzić około godziny. Chciałam wstać z łóżka, podejść do okna, ale kroplówka i straszne osłabienie uniemożliwiało mi to. Byłam bezsilna. Ledwie zdołałam wyciągnąć rękę do szafki obok łóżka, na której leżała jakaś gazeta. Zaczęłam czytać jakieś nudne artykuły i przeglądać program telewizyjny. To takie interesujące...
Punktualnie o 7:00 do sali weszła pielęgniarka. Wyglądała na niezbyt miłą, ale pozory mylą. Miała około 41 lat. Poprawiła kroplówkę i podała mi jakieś tabletki-witaminy.
- Ja się czujesz? - zapytała i spoglądnęła na moją twarz, przesyłając mi delikatny uśmiech. - A jak by się pani czuła, gdyby spała pani pięć lat, dowiedziała się o śmierci ojca i nie wiedziała nic o bożym świecie? -wymamrotałam cicho, pod nosem. Chyba nie było to miłe, bo pielęgniarka posmutniała. Baa, napewno nie było miłe. -Przepraszam... - dodałam po chwili.
- Nic się nie stało. To ja zadałam głupie pytanie - wytłumaczyła.
- Przyszła może już moja mama? - zrobiłam pytającą minę. Kobieta pokręciła przecząco głową.
- A potrzebujesz czegoś? - zainteresowała się.
- Nie - burknęłam.
Po kilku minutach pielęgniarka opuściła moją salę. Znowu zostałam sama. Ułożyłam się wygodnie w szpitalnym łóżku i zamknęłam oczy.

Szłam jakimś białym korytarzem. Na ścianach wisiały zdjęcia z mojego dzieciństwa, na których widniałam ja wraz z moimi rodzicami. Rozglądałam się wkoło i pochłaniałam wzrokiem każdy centymetr obrazków. Wszystkie wspaniałe wspomnienia powróciły. Nagle usłyszałam jak ktoś wypowiada moje imię. Przestraszyłam się, bo myślałam, że jestem tu sama. Nerwowo rozejrzałam się po wąskim pomieszczeniu. Na końcu korytarza ujrzałam postać mojego ojca. Ruszyłam biegiem w jego stronę.
- Tata? - wydobył się z moich ust głos z nutką niedowierzania. Momentalnie w moich oczach zgromadziły się łzy. 
- Tak, kochanie - odparł z uśmiechem. - W końcu się obudziłaś.
- Wolałabym nie - spuściłam wzrok w śnieżnobiałą podłogę.
- Nie mów tak. Nie wybaczyłbym sobie, gdybyś nie wróciła do świata żywych - westchnął ciężko i otarł samotną łzę spływającą po policzku. Pierwszy raz widzę, żeby mój ojciec płakał.
- Ale ty...
- Ćsiii... - przerwał mi. - Kocham cię Allie i zawsze będę przy tobie...tutaj... - wskazał dłonią na swoje serce.
- Tato... - jęknęłam smutno.
- Pamiętaj - chciałam go przytulić, zrobić cokolwiek, aby go zatrzymać, ale jego postać oddalała się, aż w końcu całkowicie zniknęła z mojego widoku. Zaczęłam szlochać, krzyczeć, ale nic to nie dało. To było pożegnanie.

Obudziłam się z płaczem. Poczułam, że ktoś mnie przytula. Na początku myślałam, że to tata, ale to nie możliwe. To była mama. Nadal płakałam. Ten sen był taki realistyczny. Miałam tatę na wyciągnięcie ręki, a on tak nagle zniknął, rozpłynął się w powietrzu. Był tak blisko, a jednak daleko.
- No już, spokojnie - mówiła rodzicielka, masując mnie po plecach. Powoli się wyciszałam. - Coś ci się przyśniło?
- Tata - wydukałam przez łzy. Znowu wybuchnęłam głośnym płaczem, przypominając sobie ten sen. - Mamo, ja już go nigdy nie zobaczę... - szlochałam.
- Ćsiii, spokojnie - uciszała mnie. Oderwałam się od niej i wytarłam wierzchem dłoni mokre policzki. Mama podała mi paczkę chusteczek. Wyjęłam jedną i wytarłam w nią mokre dłonie. - Już dobrze? - spytała zmartwiona. Skinęłam twierdząco głową, pociągając cicho nosem.
Rozmawiałam z mamusią o jakiś błahych rzeczach, leżąc bezwładnie na łóżku. Byłam bardzo osłabiona, ponieważ dostałam jakieś leki. Mogłabym usnąć, ale nie chciałam, w obawie, że znowu przyśni mi się jakiś sen. Leżałam wytrwale, wpatrując się w sufit tępym wzrokiem. Myślałam o tacie. Zastanawiałam się, gdzie on teraz jest i czy dobrze się tam czuje. Czy w ogóle po śmierci można czuć się dobrze? Jest tam gdzieś sam, bez nas - beze mnie i bez mamy. Zawsze powtarzał, że jesteśmy dla niego najważniejsze i gdyby nas stracił, nie dałby sobie rady. A teraz my zostałyśmy same i my nie damy sobie rady bez niego.
- Ja już będę musiała iść do pracy - zakomunikowała moja mama. Przytaknęłam tylko lekko głową. Ta wstała z krzesełka, podeszła do mnie i dała mi całusa w czoło. - Pa - rzuciła i opuściła pomieszczenie, machając dłonią na pożegnanie. Nie wykonałam żadnego gestu, bo najzwyczajniej w świecie nie miałam na to siły ani humoru.
Nadal wylegiwałam się pod ciepłą kołdrą. Głowa mnie bolała od tych wszystkich myśli. Co chwilę zaglądała do mnie jakaś pielęgniarka albo lekarz. Wciskali mi na siłę ohydne tabletki, poprawiali lub zmieniali kroplówkę i po prostu sprawdzali jak się czuję. Nagle do sali wparowała jakaś dziewczyna w piżamie i w szlafroku. Chyba to pacjentka tego szpitala, albo jakaś psychopatka, która paraduje po ulicach w stroju nocnym. Trzasnęła drzwiami i oparła się o nie. Zachowywała się jakby przed kimś uciekała. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na nią krzywo.
- Mogę się tutaj zatrzymać na chwilę? - spytała zdyszana. Skinęłam niechętnie głową. Po chwili dziewczyna podeszła bliżej mnie i usiadła na krześle, na którym nie tak dawno, siedziała moja mama. - Susann - przedstawiła się, wyciągając dłoń w moją stronę. Zignorowałam to, co było trochę niegrzeczne. Jednak dziewczyna nic sobie z tego nie zrobiła. - Czemu leżysz w szpitalu? - zadała pytanie. Spojrzałam na nią wściekłym wzrokiem, na co na jej twarzy wymalował się znak zapytania.
- Nie ważne - odparłam oschle, bez jakichkolwiek uczuć. Przekręciłam głowę tak, aby nie patrzeć na nastolatkę.
- Nie chcesz, to nie mów - wzruszyła ramionami. - Ja miałam uraz czaszki. Spadłam ze schodów, bo biegłam, aby otworzyć drzwi mojemu chłopakowi - zaśmiała się. Ja nie widziałam w tym nic śmiesznego. - A teraz uciekam przed pielęgniarką, bo wciska mi jakieś witaminy - paplała jak nakręcona. - A ty co taka smutna? - trzepnęła mnie w ramię. Wkurzyłam się. Odwróciłam się w jej stronę.
- Możesz stąd iść?! - krzyknęłam. - Nie mam humory na jakieś głupie rozmowy. Idź stąd! - wskazałam na drzwi.
- Okej, okej - uniosła ręce w obronnym geście. - Pójdę do kogoś innego, może będzie miał lepszy humor niż ty - parsknęła i skierowała się w stronę drzwi. Zacisnęłam mocno pięści, aż zbielały mi knykcie. Susann wyszła na zewnątrz.
Ta dziewucha jeszcze bardziej pogorszyła moje samopoczucie, które i tak już było okropne. Chciało mi się płakać, albo rzucić czymś aby wyładować emocje. Jednak na nic nie miałam siły. Czuję się fatalnie. Może lepiej byłoby, gdybym umarła...
- Hej! - do sali wbiegła roześmiana Alex. Uśmiechnęłam się na siłę do przyjaciółki, ale ta poznała, że coś jest nie tak. - Co jest? - spytała, siadając na krześle i opierając się na łokciach.
- Śnił mi się tata... - westchnęłam ciężko, powstrzymując łzy. - Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że już go nigdy nie zobaczę.
- Tylko nie płacz... - zakazała mi "siostrzyczka". Podeszła do łóżka, usiadła na brzegu i mocno mnie przytuliła. - Bo i ja będę płakać - dokończyła. Po chwili wypuściła moje drobne ciało z mocnego uścisku i z powrotem usadowiła się na niezbyt wygodnym krześle.
- Chciałabym być już zdrowa - jęknęłam, próbując podnieść się do pozycji siedzącej. Oparłam dłonie na łóżku, w okolicach pleców i mocno podciągnęłam się do góry.- Niedługo będziesz - Alex uśmiechnęła się pokrzepiająco.
- Kiedy? - głos mi zadrżał.
- Nie wiem. Miesiąc, może dwa - odparła, rozglądając się po pomieszczeniu. Znowu westchnęłam.
- Mogłabyś podać mi telefon? - wskazałam głową na urządzenie, leżące na białej szafce nocnej, stojącej obok mojego łóżka. Nastolatka szybko chwyciła w dłoń komórkę i podała mi ją. - Dzięki - szepnęłam, przesyłając jej wdzięczny uśmiech.
Rozmawiałam z Alex o wszystkim i o niczym, grając w jakąś grę na telefonie. Przekazała mi kolejną dawkę faktów, które wydarzyły się w ciągu pięciu lat mojego snu. Tak dużo mnie ominęło...
Następnego dnia obudziły mnie promienie słońca, wpadające przez, niezasunięte roletami, okna. Chciałam przykryć twarz poduszką, tak jak robiłam to przed wypadkiem, ale brak sił i kabelki od aparatury znacznie mi to uniemożliwiały. Jęknęłam niezadowolona i otworzyłam powoli oczy. Od razu tego pożałowałam. Z powrotem przymknęłam powieki i przewróciłam się na prawy bok, tak, że światło słoneczne nie miało możliwości dotrzeć do moich tęczówek. Od razu lepiej. Ziewnęłam przeciągle i przetarłam zmęczone oczy piąstkami. Sięgnęłam dłonią do szafki nocnej. Po omacku szukałam telefonu. W końcu natrafiłam na upragnione urządzenie. Chwyciłam je w dłoń i zwinnie przejechałam palcem po dotykowym ekranie, tym samym odblokowując komórkę. Przy okazji zerknęłam na zegarek - 9:43. Tak długo spałam? Dziwne. Raczej jestem rannym ptaszkiem.
W tym momencie drzwi od sali otworzyły się. Do pomieszczenia wkroczył lekarz z okularami na nosie i jakimiś papierami. Przywitał się ze mną i zaczął coś bazgrać na swoich kartkach.
- Mógłby pan zasunąć rolety? - spytałam grzecznie.
- Oczywiście - uśmiechnął się i wykonał czynność. Skinęłam głową w geście wdzięczności i w końcu mogłam normalnie ułożyć się w łóżku, bez obawy, że coś będzie mnie oślepiać.
- Jak się czujesz? - zadał pytanie, podchodząc do mnie. Wyjął z kieszeni białego fartucha małą latareczkę i poświecił mi po oczach, w celu zbadania tęczówek.
- Bywało lepiej - westchnęłam ciężko, szybko mrugając. A jednak coś mnie poraziło... I nie było to słońce.
Porozmawiałam z lekarzem jeszcze chwilę o moim samopoczuciu. Jednak musiał on iść dalej, do innych pacjentów. Rzuciłam krótkie "do zobaczenia" i wróciłam do dalszego wykonywania mojej czynności, czyli grania w jakąś banalną gierkę na telefonie komórkowym.
Nagle poczułam, że coś pulsuje mi w głowie. Ból nasilał się coraz bardziej z sekundy na sekundę. Masowałam czoło, myśląc, że to coś pomoże, jednak byłam w błędzie. Bolało coraz bardziej i bardziej. Nie dało się już wytrzymać. Nie wiedziałam, co się dzieje. Byłam spanikowana i bezradna. Pierwsza słona łza spłynęła po moim policzku. Może to tylko chwilowe. Starałam się przeczekać ten atak, ale nie dałam rady. Ból był okropny, nie do wytrzymania. Zaczęłam wołać, krzyczeć, ale nikt mnie nie słyszał. Nikt nie przychodził z pomocą. Wrzeszczałam, ile tylko miałam sił. W końcu do sali wbiegła pielęgniarka, a zaraz za nią lekarz...
----------------------------------------------
Hej ;)
Oto rozdział 2
Mam do Was prośbę.
Jeśli mogłybyście zareklamować mój blog na swoich twitterach, blogach, czy gdzie tam chcecie, byłabym bardzo wdzięczna :)
Kocham Was ♥
Do następnego xxx (:

Liebster Award!

Wow!!! Znowu dostałam nominację Liebster Award. Nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę. Dziękuję Julciu ;)

Oto pytania:
1. Jak minął ci sylwestr ?
Nawet dobrze. Byłam u rodziny.

2. Lubisz Kwiatkowskiego ?
Nie bardzo :/

3. Twoja ulubiona książeczka ?
Richard Paul Evans "Papierowe Marzenia"

4. Twoje hobby.
Interesuję się muzyką, pisaniem, rękodziełem

5. Jakie fandomy? (Twoje)
Jestem Brat, Directioner, ale kocham jeszcze wiele innych gwiazd :)

6. Piosenka na smutne dni?
Dużu jest takich xD

7. Ulubione danie.
Pierogi

8. Demi vs Selena?
Obydwie ;)

9. Ulubione fan fiction?
"Patent na podryw"

10. Opisz siebie w jedny zdaniu.
Z pozoru cicha i spokojna, ale przy najbliższych znajomych szalona i zwariowana.

11. Czy posiadasz "obiekt westchnień"?
Tak :)

Moje blogi do nominacji:
1. Titanic fanFiction
2. New City, New Love
3. Story of My Life
4. Zakazany
5. Amour Rebelle
6. Fear is equal to the love
7. Od nienawiści, poprzez rywalizację i przyjaźń, do miłości...
8. One Band , One Dream, One Direction
9. Phantom Girl
10. TRAP - HARRY STYLES FANFICTION
11. Roommate-Harry Styles FANFICTION

Moje pytania:
1. Jak masz na imię?
2. Czy masz życiowe motto? (jakie?)
3. Ulubiona piosenka 1D?
4. Ulubiony dzień tygodnia?
5. Lubisz marchewki?
6. Ulubiony kolor?
7. Ed Sheeran czy James Arthur?
8. Ulubiona aktorka?
9. Do jakich fandomów należysz?
10. Co sądzisz o moim blogu?
11. Wierzysz w Świętego Mikołaja?

DZIĘKUJĘ ZA NOMINACJĘ :)

piątek, 3 stycznia 2014

Liebster Award!

Hej Kochani :-)
Więc dostałam nominację Liebster Award od Grzany ;) Jestem w totalnym szoku i bardzo, ale to bardzo dziękuję za to wyróżnienie.

Co to w ogóle jest Liebster Award?
„Nominacja do Liebster Award jest
otrzymywana od innego blogera w
ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę” Jest przyznawana dla blogów o
mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób
(informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.”

Oto pytania:
1.Za co kochasz swojego idola?
Swoich idoli (bo jest ich kilku) kocham za wszytko. Tworzą świetną muzykę, są wspaniałmi ludźmi i kochają swoich fanów.

2.Co jest dla ciebie natchnieniem w
pisaniu/tworzeniu bloga?
Hmm... Myślę, że wena twórcza przychodzi, kiedy czytam inne blogi, książki, oglądam filmy.

3.Co robisz w wolnym czasie?
W wolnym czasie siedzę na twitterze i ogólnie na internecie, oglądam tv, czytam i oczywiście piszę.

4. Jaki jest Twój ulubiony kolor?
Różowy i fioletowy.

5.Sądzisz że 2014 rok będzie dla Ciebie lepszy? Dlaczego?
Nie wiem, czy będzie lepszy. Wszystko okaże się 31.12.14 ;)

6.Co chcesz osiągnąć przez prowadzenie swojego bloga?
Chcę po prostu uwolnić z głowy moje pomysły i sprawdzić się, czy nadaję się do pisania.

7.Jakie książki ostatnio przeczytałaś?
"Kamienie na szaniec" A. Kamińskiego ;)

8.Jakie jest twoje motto życiowe?
"Byle do piątku"

9.Czego nie możesz się najbardziej
doczekać?
Wakacji

10.Spotkałaś osobiście jakąś gwiazdę?
Niestety nie :(

11.Kto jest dla Ciebie najważniejszy?
Oczywiście rodzina i przyjaciele, a także moja twitter'owa rodzinka <3

Moje blogi do nominacji:
1. Twenty One Letters to Niall
2. Cher Lloyd Polska
3. Hi Sweetheart I'm Your Killer
4. I wish you...
5. Unconditionally
6. Me and My Life
7. Biografia Harry'ego Styles'a
8. You don't know anything about me...yet...
9. Tell Me Your Mystery
10. There Is Always Hope
11. It Is Possible To Mistake Love With Hate

Pytania:
1. Do jakich fandomów należysz?
2. Od kiedy prowadzisz bloga?
3. Czy spotkałaś już swojego idola?
4. Jaki jest twój ulubiony film?
5. Gdzie byłaś na Sylwestra?
6. Lato czy zima?
7. Ulubiona bajka z dzieciństwa?
8. Najlepszy ff jakie przeczytałaś?
9. Kim chciałabyś zostać na jeden dzień: kimś z 1D, czy Seleną Gomez?
10. Najzabawniejsza historia w życiu?
11. Londyn czy Paryż?

JESZCZE RAZ DZIĘKUJĘ ZA NOMINACJĘ ;)

czwartek, 2 stycznia 2014

Rozdział 1

Czytasz=komentujesz
----------------------------------------------
Poczułam się dziwnie. Coś zaczęło migać mi przed zamkniętymi oczami. Próbowałam otworzyć powieki, ale nie miałam na to siły. W głowie mi pulsowało. Zaczęłam zastanawiać się, co się ze mną dzieje. Nagle coś sobie przypomniałam. Oślepiające światła tir'a, pędzącego w moją stronę. Coś ukuło mnie w środku głowy. Momentalnie otworzyłam oczy. Widziałam jasność. Mrugałam szybko i rozglądałam się wkoło. Próbowałam przyzwyczaić wzrok. Znowu coś "usłyszałam" w mojej głowie. To był dźwięk klaskonu. Od razu przypomniała mi się cała sytuacja z wypadkiem.
Chciałam coś powiedzieć, krzyknąć, ale respirator znacznie mi to uniemożliwiał. Gdzie ja jestem? Co się ze mną dzieje? Zacisnęłam mocno powieki i znowu je otworzyłam. Usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Zobaczyłam jak do pomieszczenia wchodzi kobieta w białym ubraniu z wzrokiem zatopionym w jakiś papierach. Uderzyłam lekko dłonią w łóżko, aby zwrócić na mnie jej uwagę. Od razu jej wzrok powędrował na moją postać.
-Ona się wybudziła!-krzyknęła radośnie, a na jej twarzy pojawił się szczery uśmiech. Wybiegła z sali. Po chwili wróciła, ale nie sama. Za nią wszedł mężczyzna w białym fartuchu. Uśmiechnął się w moim kierunku.
-Jesteś w szpitalu. Miałaś wypadek i zapadłaś w śpiączkę. Spałaś...5 lat.-sparaliżowało mnie. Wypadek... Jakie 5 lat? Jaka śpiączka? O co chodzi? Ja chyba nadal śpię. Zaraz się obudzę i wszystko będzie dobrze.
Kiwałam przecząco głową, niedowierzając w słowa doktora. Wpatrywałam się w niego tępo, zbierając myśli. Miałam w głowie totalną pustkę. Mężczyzna podszedł bliżej, nachylił się nade mną i poświecił mi małą latareczką po tęczówkach. Zamrugałam szybko z powodu oślepienia.
-Twoja mama zaraz tu będzie.-powiedział.-A twój tata...-zawiesił głos i przełknął głośno ślinę. Spojrzał na mnie smutno. Zaczęłam kiwać głową w prawo i w lewo z niedowierzaniem. Łzy zebrały się w moich oczach. Nawet nie miałam siły nic więcej zrobić. Odwróciłam głowę w bok, a samotna łza spłynęła po moim policzku.
Po wszystkich badaniach kontrolnych, które wykonał lekarz, zostałam w sali sama. Leżałam bezwładnie na łóżku i wpatrywałam się w biały sufit. W głowie miałam tysiące myśli. Myślałam o tacie, który...który nie żyje już pięć lat, o mamie... Ciekawe czy się zmieniła? A ja? Nawet nie wiem jak wyglądam. Zastanawiam się, jak przeżyłam ten wypadek i dlaczego. Przecież mogłam umrzeć. Byłabym gdzieś tam, gdzie jest mój tata. Może tam jest lepiej...
Moje przemyślenia przerwało gwałtowne otwarcie drzwi. Mój wzrok od razu spoczął na tym obiekcie. Po sekundzie ujrzałam chudą brunetkę ze łzami w oczach i delikatnym uśmiechem na twarzy. Od razu dobiegła do mnie i mocno przytuliła. Do oczu napłynęły mi łzy. Nie łzy smutku, tylko szczęścia. Przecież mogłam stracić też ją, ale nie straciłam. Mogłabym być teraz sama, ale nie jestem...
Po długim uścisku, rodzicielka oderwała się ode mnie i usiadła na brzegu łóżka. Zaczęła mi się uważnie przyglądać i dotykać mojej twarzy. Uśmiechałam się przez łzy.
-Córeczko, kochanie...-mówiła wzruszona.-Nareszcie...-wybuchnęła głośnym płaczem i wtuliła się w zagłębienie w mojej szyi. Ruszyłam lekko dłonią, aby dać jej jakiś znak.-Pewnie już wiesz, że tata...-zaczęła. Zakryła twarz dłońmi. Płakała.-To ja powinnam zginąć, a nie on. A ty powinnaś być zdrowa.-ścisnęłam lekko jej dłoń. Wskazałam głową na lusterko, które stało na szafce obok mojego łóżka. Nie wiem, co ono tam robi. Mama chyba zrozumiała, o co mi chodzi.-Jesteś śliczna.-uśmiechnęła się lekko, głaszczą mój policzek swoją zimną dłonią. Podała mi owalne lusterko. Przymknęłam na chwilę oczy, by po chwili otworzyć je i spojrzeć w "szkło".
Ujrzałam bladą twarz z lekko zapadniętymi policzkami. Oczy te same, jak sprzed pięciu lat, tylko bardziej tępy wzrok. Usta spierzchnięte i sine. Całą twarz okalały pasma długich, ciemnych włosów. Wyglądałam jak wrak człowieka i tak się czułam. Puściłam lusterko, które opadło na pościel. Znowu się rozpłakałam.
-Allie, z dnia na dzień będzie coraz lepiej.-tłumaczyła.-Wiem, że na początku będzie trudno, ale jakoś sobie damy radę.-uśmiechnęła się pokrzepiająco.
Mama opowiadała mi o wszystkim do samego wieczora. W końcu musiała streścić mi pięć lat życia. Tak, wiem jak to brzmi, ale przecież muszę wiedzieć coś o świecie. Najpierw mówiła o wypadku, walczeniu o moje życie, zapadnięcie w śpiączkę. Potem o pogrzebie taty, jej depresji, pomocy rodziny. O tym jak Alex, moja przyjaciółka od "piaskownicy", codziennie mnie odwiedzała i opowiadała historie ze szkoły. O świętach beze mnie, o rodzinie, przyjaciołach i wielu, wielu innych rzeczach. Chociaż trochę dowiedziałam się o tym okresie czasu.
Późnym wieczorem mama poszła do domu, a ja miałam iść spać. Szczerze? Bałam się usnąć. A co jeśli znowu zapadnę w śpiączkę? Spałam pięć lat, kilka godzin temu się obudziłam, a teraz znowu mam iść spać? Obawiałam się, że usnę i wybudzę się za pięć lat, dziesięć, albo nigdy. Ta myśl mnie dobijała. Zadumałam się nad innymi rzeczami. Zachodziłam w głowę, co dalej z moim życiem? Analizowałam wszystko, aż w końcu rozpłynęłam się w ramionach Morfeusza.

Nazajutrz obudziłam się! Ufff. Z krainy snu wyrwał mnie jakiś szum. Otworzyłam powoli oczy i ujrzałam pielęgniarkę. Robiła coś przy aparaturze. Przez długi czas nie widziała, że już się obudziła. Dopiero, kiedy gwałtownie się poruszyłam, skierowała swój wzrok na moją osobę. Przesłała mi serdeczny uśmiech.
-Dzień dobry Allie. Jak się czujesz?-spytała sympatycznym głosem. Była młoda. Wyglądała może na 25 lat -Pewnie nie najlepiej?-skinęłam głową.-Po wybudzeniu ze śpiączki zawsze tak jest. Nie przejmuj się. Niedłudo będziesz zdrowa jak ryba.-w tej chwili jej monolog przerwało otwarcie się drzwi. W progu ujrzałam uśmiechniętą mamę. Zdołałam lekko unieść kąciki ust.
-Cześć córeczko.-zwróciła się do mnie.-Dzień dobry.-to było do pielęgniarki.
-Dzień dobry.-odparła młoda kobieta, poprawiając kroplówkę.
-Mam dla ciebie bardzo dobrą wiadomość.-uśmiechnęła się promiennie.-Niedługo przyjdzie do ciebie Alex. Chciała odwiedzić cię wczoraj, ale miała do późna zajęcia taneczne.-czyli ona nadal tańczy. Przypomniało mi się, jak zawsze w piątki po lekcjach, chodziłyśmy do jej szkoły tanecznej i obserwowałam, jak robi, to co kocha. Podziwiałam moją przyjaciółkę, że jest taka wytrwała i nigdy się nie poddawała, nawet jak coś jej nie wychodziło. I nie poddała się! Nadal tańczy.
W tym momencie drzwi od mojej sali uchyliły się. Zza nich wystawała głowa szatynki o brązowych oczach. Przeszła przez próg i stała jak słup soli. Po kilku sekundach ciszy podbiegła do mnie i mocno przytuliła.
Po kilkuminutowym powitaniu, przytulaniu, wylewaniu łez, Alex oderwała się ode mnie i usiadła na brzegu łóżka. Wytarła zaczerwienione oczy, cały czas się uśmiechając.
Alex trajkotała kilka godzin o szkole, chłopakach, dosłownie o wszystkim. Musiała mi dokładnie wszystko opowiedzieć, co wydarzyło się w tym świecie. Muszę powrócić do życia. Myślę, że niedługo opuszczę szpital i wszystko będzie dobrze, tak jak dawniej.

----------------------------------------------
Hej :)
Oto mamy pierwszy rodział. Jest trochę nudny i niedługi, ale mam nadzieję, że nie zniechęci Was to do czytania mojego opowiadania. Proszę o szczere komentarze i dodawanie do obserwatorów. Do napisania xxx (: