----------------------------------------------
Przewróciłam się na drugi bok, próbując zamknąć powieki i usnąć jeszcze choćby na dziesięć minut. Moje starania poszły na marne. Postanowiłam dać sobie spokój. Otworzyłam oczy i ujrzałam śnieżnobiały sufit. Niby zwykły sufit, a jednak inny, bo mój własny. Uśmiechnęłam się sama do siebie na myśl, że jestem już w domu. Podniosłam się do pozycji półleżącej i przetarłam zaspane oczy, następnie przeciągle ziewając. Odgarnęłam z twarzy kosmyki włosów, które natarczywie próbowały dostać się do moich ust. Jeszcze tylko się przeciągnęłam i wyciągnęłam rękę w stronę szafki nocnej. Wzięłam z niej urządzenie, zwane potocznie telefonem lub - bardziej nowocześnie -smartphone'em. Jak kto woli. Nacisnęłam palcem na środkowy przycisk, po czym ekran się podświetlił. Widniała godzina 10:03. Spałam około dziesięciu godzin. Zważając na mnie i na mój organizm, to bardzo długo. Musiałam być naprawdę nieźle zmęczona tą wczorajszą imprezą powitalną.
Zsunęłam się na brzeg łóżka, a nogi opuściłam na dół, kładąc stopy na podłodze. Wsunęłam ciepłe kapcie i wstałam z łóżka. Podeszłam do okna i oparłam dłonie na parapecie. Wlepiłam wzrok w widok przed sobą. Zaplanowałam sobie, że dzisiaj pójdę na spacer i na cmentarz do... taty. Przypominając sobie go, zrobiło mi się smutno. Tak bardzo mi go brakuje. Powinien być tu ze mną i mamą, ale go nie ma... Powstrzymałam łzy napływające do oczu i opuściłam pokój, kierując się schodami na dół.
Weszłam do kuchni, przeciągając się i ziewając. Pomieszczenie było puste. Na stole leżała tylko jakaś kartka. Przeczytałam tekst napisany charakterystycznym pismem: "Jestem w pracy, wrócę około 16:00. W lodówce masz kanapki. Babcia przyjdzie ugotować ci obiad. Nie wychodź z domu sama. Mama xx". Po przeczytaniu, wywróciłam teatralnie oczami. Czy moja mama myśli, że nie umiem sobie zrobić kanapek? Tak, wiem, martwi się o mnie, ale bez przesady. Mam 18 lat, więc chyba mogę wyjść choćby na krótki spacer. Zmięłam biały papier i wyrzuciłam go do kosza w szafce, pod zlewem. Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam z niej talerz ze smakowicie wyglądającymi kanapkami. W sumie... moja rodzicielka jednak może mi robić takie śniadanko nawet co rano. Czemu nie? Usiadłam na blacie kuchennym i spałaszowałam pyszności.
W pewnej chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Zeskoczyłam z mebli, odłożyłam talerz na stół i pobiegłam wpuścić gościa do środka. To była babcia obładowana reklamówkami z zakupami. Odebrałam od niej jedną torbę i zaniosłam do kuchni. Babcia zdjęła sweterek i buty i pomaszerowała za mną.
- Babciu, nie musiałaś tyle kupować. Z produktów z lodówki też dałoby się coś zrobić - mówiłam, wypakowując rzeczy.
- Ale chcę zrobić ci coś pysznego - przesłała mi uśmiech i dołączyła się do wykonywanej przeze mnie czynności.
- Oh! Przecież wybaczyłam już tobie i dziadkowi i nie musisz mnie rozpieszczać - powiedziałam, patrząc w jej niebieskie oczy.
- Ale chcę! - zaprotestowała i zabrała się do pichcenia.
Postanowiłam w końcu się wyszykować, więc w tym celu poszłam na piętro. Wzięłam z szafy w moim pokoju jakieś ciuchy (muszę wybrać się na jakieś zakupy, bo nie mam ich za dużo, a w te sprzed pięciu lat raczej nie wejdę) i przemieściłam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, wyszorowałam zęby, rozczesałam włosy i oczywiście ubrałam się. Byłam gotowa, aby zejść do babci i pomóc jej w gotowaniu. Tak też zrobiłam.
- Co mam robić? - zapytałam, wchodząc do pomieszczenia, gdzie aktualnie była moja babcia, która obierała kartofle. Spojrzała na mnie, marszcząc brwi. - No w czym mam ci pomóc?
- Poradzę sobie sama. Idź sobie odpocznij - zaproponowała.
- Odpoczywałam całą noc, śpiąc - powiedziałam z przekąsem.
- No to może rozpakuj walizkę - uśmiechnęła się szeroko, wskazując głową na rzecz, stojącą w korytarzu, przy schodach.
- Okeeeeej - przeciągnęłam i ze zrezygnowaniem poszłam w stronę walizki.
Wtachałam moją własność na piętro, co było nie lada wyzwaniem. Stamtąd przewiozłam ją na małych kółeczkach do pokoju. Miś od Harry'ego, który siedział na walizce, teraz wylądował na łóżku. Odsunęłam zamek błyskawiczny, otworzyłam wieko i rozpoczęłam rozpakowywanie. Powoli wyciągałam ciuchy i odkładałam je do szafek.
- Heeeej! - z wykonywanej czynności wyrwał mnie krzyk mojej przyjaciółki, wpadającej do pokoju. Podskoczyłam w miejscu i położyłam dłoń w okolicach serca, które waliło jak oszalałe.
- Musisz mnie tak straszyć? - skarciłam ją spojrzeniem, po czym ta zrobiła naburmuszoną minę. Powróciłam do chowania ciuchów, a Alex machnęła ręką i rzuciła się na łóżko, rujnując idealnie ułożoną pościel i poduszki. Chciałam coś powiedzieć, ale zdołałam tylko szeroko otworzyć usta. Dałam sobie spokój.
- Co porabiasz? - zapytała, wylegując się na moim łóżku i przytulając pluszaka, który tam się właśnie znajdował.
- A nie widać? - warknęłam i przesłałam jej wściekłe spojrzenie. Ta tylko wystawiła mi język i zachichotała pod nosem.
- Fajny miś. Skąd go masz? - zatrzymałam się w miejscu. Wahałam się nad odpowiedzią, drapiąc się po głowie. Jeśli podejmę się powiedzenia prawdy, będę musiała opowiedzieć o moim spacerze po Londynie... Mówimy sobie z Alex o wszystkim, więc...
- Um, opowiem ci wszystko, tylko nie mów o tym nikomu, a szczególnie mojej mamie... - poprosiłam i usiadłam na wprost przyjaciółki.
- Jejku, mówisz, jakbyś nie wiem, co zrobiła - odparła poważnym głosem.
- Nie powiesz? - upewniłam się.
- Nie!
- Pamiętasz ten dzień, kiedy chciałam wyjść na dwór, ale lekarz mi zabronił? - zapytałam, na co Brown skinęła głową. - Poszłam na ten spacer - wyznałam niepewnie. Nastolatka zrobiła wielkie oczy i otworzyła usta ze zdziwienia. Nastąpiła chwila milczenia.
- Jesteś wariatką - wydusiła z siebie. - Ale mów dalej...
- Spacerowałam po centrum Londynu, napawałam się świeżym powietrzem... - wyliczałam.
- Do rzeczy! - ponaglała mnie moja rozmówczyni.
- Poszłam na Tower Bridge i nagle ktoś na mnie wpadł, przez co się przewróciłam. Był to chłopak... - przerwałam, odtwarzając w głowie tą sytuację - Pomógł mi wstać, zapoznaliśmy się i odprowadził mnie do szpitala, bo nie znałam drogi powrotnej. Kiedy staliśmy przed budynkiem, zobaczyłam mamę idącą po drugiej stronie ulicy, więc zerwałam się z miejsca i pobiegłam do szpitala, zostawiając Harry'ego samego. Polubiłam go, naprawdę. Myślałam, że już nigdy się nie spotkamy, a on przyszedł do mnie wczoraj z tym misiem - wskazałam na pluszaka, którego ściskała Alex.
- Wow! - wydusiła z siebie nastolatka. - Ty go serio polubiłaś - zaakcentowała wyraźnie ostatnie słowo, poruszając śmiesznie brwiami.
- Oj, Alex! - trzepnęłam ją w ramię. - I tak już go nigdy nie spotkam - westchnęłam.
- Wiesz, wszystko jest możliwe - powiedziała, po czym dorwała się do mojego laptopa. - Przystojny chociaż jest? - zapytała, poruszając śmiesznie brwiami.
- Bardzo - powiedziałam rozmarzonym głosem, słysząc tylko stłumiony chichot przyjaciółki.
Alex siedziała na jakimś portalu społecznościowym, a ja rozłożyłam się na łóżku i z nudów zaczęłam się uczyć. Co chwilę, w czytaniu tematu z książki od fizyki, Alex przerywała mi, opowiadając o newsach ze szkoły. Jakoś szczególnie mnie to nie interesowało, ale wytrwale słuchałam, kiwając mechanicznie głową.
- Tak w ogóle to czemu nie jesteś w szkole? - wypaliłam nagle
- No wiesz, moja najlepsza przyjaciółka opuściła wczoraj szpital, więc postanowiłam dotrzymać jej dzisiaj towarzystwa - odpowiedziała. Ja przesłałam jej wdzięczny uśmiech. Kochana jest, że się tak o mnie troszczy.
- Dziewczynki! - usłyszałam nawoływanie babci, 6.dobiegające z dołu. - Obiad! - zamknęłam książkę, która wydała cichy trzask, po czym zsunęłam się z łóżka i pomaszerowałam do kuchni. Alex wyłączyła komputer i dogoniła mnie w połowie drogi.
- Mm. Ale pachnie - zwróciłam się do babci, wchodząc do pomieszczenia i narkotyzując się ślicznym zapachem. Na stole leżały już talerze, napełnione potrawą. Usadowiłam się na jednym z krzeseł i chwyciłam sztućce.
- Smacznego! - życzyła zadowolona babcia.
- Nawzajem - powiedziałam z Alex chórkiem.
Zaczęłam pałaszować posiłek. Był pyszny. Wszystko było dobrze doprawione i rozpływało się w ustach, w przeciwieństwie do szpitalnych posiłków. Tamto jedzenie było niedogotowane i bezsmakowe. Dlatego nie jadłam ich. Nie ma to jak domowe obiadki.
- Uffff - wypuściłam powietrze ze świstem, kładąc dłoń na brzuch i masując go. Od dłuższego czasu się tak nie najadłam. Mój brzuch był całkowicie przepełniony. Dzisiaj już napewno nic nie zjem.
- Pojadłaś? - spytała babcia,dłubiąc widelcem w swoim talerzu.
- I to jak! - zaśmiałam się.- Jest pani świetną kucharką - komplementowała Alex, zjadając ostatnie kawałki swojej porcji.
- Dziękuję - uśmiechnęła się niewinnie.
- Babciu, twoje obiadki to niebo dla mojego żołądka - dodałam.
- Mogę codziennie przychodzić ci gotować - zaproponowała.
- O nie! - zaprotestowałam. - Za bardzo bym przytyła - zachichotałam.
- Przydałoby ci się - dogryzła panna Brown. - Jesteś chudsza niż ja - oburzyła się i zrobiła naburmuszoną minę. Wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem.
- Alex ma rację - mówiła babcia, między salwami mojego śmiechu.
Całą trójką rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się i opowiadałyśmy sobie różne historie. Była to dobra okazja do zintegrowania się z babcią i do "wtajemniczenia" ją w moje życie. Teraz już w ogóle nie żałuję, że wybaczyłam moim dziadkom. Cieszę się, że jest ktoś, kto się mną zaopiekuje, porozmawia. I taką osobą jest właśnie babcia. Kocham ją bardzo mocno.
----------------------------------------------
Rozdział 7 mamy za sobą! :)
Tak, wiem, czekacie na Hazzę z wielką niecierpliwością, ale najpierw musimy przetrwać serię tych nudnych rozdziałów xD Obiecuję Wam, że w 10 rozdziale Haroldzik pojawi się już NA STAŁE :D A w ramach rekompensaty za naciąganie Waszej cierpliwości, postaram się dodać te dwa nudne rozdziały (tj. 8 i 9) jak najszybciej.
Mam nadzieję, że nie zniechęcicie się do czytania tego opowiadania.
Kocham Was i życzę wytrwałości w czytaniu xD
Do następnego xxx (:
Zsunęłam się na brzeg łóżka, a nogi opuściłam na dół, kładąc stopy na podłodze. Wsunęłam ciepłe kapcie i wstałam z łóżka. Podeszłam do okna i oparłam dłonie na parapecie. Wlepiłam wzrok w widok przed sobą. Zaplanowałam sobie, że dzisiaj pójdę na spacer i na cmentarz do... taty. Przypominając sobie go, zrobiło mi się smutno. Tak bardzo mi go brakuje. Powinien być tu ze mną i mamą, ale go nie ma... Powstrzymałam łzy napływające do oczu i opuściłam pokój, kierując się schodami na dół.
Weszłam do kuchni, przeciągając się i ziewając. Pomieszczenie było puste. Na stole leżała tylko jakaś kartka. Przeczytałam tekst napisany charakterystycznym pismem: "Jestem w pracy, wrócę około 16:00. W lodówce masz kanapki. Babcia przyjdzie ugotować ci obiad. Nie wychodź z domu sama. Mama xx". Po przeczytaniu, wywróciłam teatralnie oczami. Czy moja mama myśli, że nie umiem sobie zrobić kanapek? Tak, wiem, martwi się o mnie, ale bez przesady. Mam 18 lat, więc chyba mogę wyjść choćby na krótki spacer. Zmięłam biały papier i wyrzuciłam go do kosza w szafce, pod zlewem. Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam z niej talerz ze smakowicie wyglądającymi kanapkami. W sumie... moja rodzicielka jednak może mi robić takie śniadanko nawet co rano. Czemu nie? Usiadłam na blacie kuchennym i spałaszowałam pyszności.
W pewnej chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Zeskoczyłam z mebli, odłożyłam talerz na stół i pobiegłam wpuścić gościa do środka. To była babcia obładowana reklamówkami z zakupami. Odebrałam od niej jedną torbę i zaniosłam do kuchni. Babcia zdjęła sweterek i buty i pomaszerowała za mną.
- Babciu, nie musiałaś tyle kupować. Z produktów z lodówki też dałoby się coś zrobić - mówiłam, wypakowując rzeczy.
- Ale chcę zrobić ci coś pysznego - przesłała mi uśmiech i dołączyła się do wykonywanej przeze mnie czynności.
- Oh! Przecież wybaczyłam już tobie i dziadkowi i nie musisz mnie rozpieszczać - powiedziałam, patrząc w jej niebieskie oczy.
- Ale chcę! - zaprotestowała i zabrała się do pichcenia.
Postanowiłam w końcu się wyszykować, więc w tym celu poszłam na piętro. Wzięłam z szafy w moim pokoju jakieś ciuchy (muszę wybrać się na jakieś zakupy, bo nie mam ich za dużo, a w te sprzed pięciu lat raczej nie wejdę) i przemieściłam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, wyszorowałam zęby, rozczesałam włosy i oczywiście ubrałam się. Byłam gotowa, aby zejść do babci i pomóc jej w gotowaniu. Tak też zrobiłam.
- Co mam robić? - zapytałam, wchodząc do pomieszczenia, gdzie aktualnie była moja babcia, która obierała kartofle. Spojrzała na mnie, marszcząc brwi. - No w czym mam ci pomóc?
- Poradzę sobie sama. Idź sobie odpocznij - zaproponowała.
- Odpoczywałam całą noc, śpiąc - powiedziałam z przekąsem.
- No to może rozpakuj walizkę - uśmiechnęła się szeroko, wskazując głową na rzecz, stojącą w korytarzu, przy schodach.
- Okeeeeej - przeciągnęłam i ze zrezygnowaniem poszłam w stronę walizki.
Wtachałam moją własność na piętro, co było nie lada wyzwaniem. Stamtąd przewiozłam ją na małych kółeczkach do pokoju. Miś od Harry'ego, który siedział na walizce, teraz wylądował na łóżku. Odsunęłam zamek błyskawiczny, otworzyłam wieko i rozpoczęłam rozpakowywanie. Powoli wyciągałam ciuchy i odkładałam je do szafek.
- Heeeej! - z wykonywanej czynności wyrwał mnie krzyk mojej przyjaciółki, wpadającej do pokoju. Podskoczyłam w miejscu i położyłam dłoń w okolicach serca, które waliło jak oszalałe.
- Musisz mnie tak straszyć? - skarciłam ją spojrzeniem, po czym ta zrobiła naburmuszoną minę. Powróciłam do chowania ciuchów, a Alex machnęła ręką i rzuciła się na łóżko, rujnując idealnie ułożoną pościel i poduszki. Chciałam coś powiedzieć, ale zdołałam tylko szeroko otworzyć usta. Dałam sobie spokój.
- Co porabiasz? - zapytała, wylegując się na moim łóżku i przytulając pluszaka, który tam się właśnie znajdował.
- A nie widać? - warknęłam i przesłałam jej wściekłe spojrzenie. Ta tylko wystawiła mi język i zachichotała pod nosem.
- Fajny miś. Skąd go masz? - zatrzymałam się w miejscu. Wahałam się nad odpowiedzią, drapiąc się po głowie. Jeśli podejmę się powiedzenia prawdy, będę musiała opowiedzieć o moim spacerze po Londynie... Mówimy sobie z Alex o wszystkim, więc...
- Um, opowiem ci wszystko, tylko nie mów o tym nikomu, a szczególnie mojej mamie... - poprosiłam i usiadłam na wprost przyjaciółki.
- Jejku, mówisz, jakbyś nie wiem, co zrobiła - odparła poważnym głosem.
- Nie powiesz? - upewniłam się.
- Nie!
- Pamiętasz ten dzień, kiedy chciałam wyjść na dwór, ale lekarz mi zabronił? - zapytałam, na co Brown skinęła głową. - Poszłam na ten spacer - wyznałam niepewnie. Nastolatka zrobiła wielkie oczy i otworzyła usta ze zdziwienia. Nastąpiła chwila milczenia.
- Jesteś wariatką - wydusiła z siebie. - Ale mów dalej...
- Spacerowałam po centrum Londynu, napawałam się świeżym powietrzem... - wyliczałam.
- Do rzeczy! - ponaglała mnie moja rozmówczyni.
- Poszłam na Tower Bridge i nagle ktoś na mnie wpadł, przez co się przewróciłam. Był to chłopak... - przerwałam, odtwarzając w głowie tą sytuację - Pomógł mi wstać, zapoznaliśmy się i odprowadził mnie do szpitala, bo nie znałam drogi powrotnej. Kiedy staliśmy przed budynkiem, zobaczyłam mamę idącą po drugiej stronie ulicy, więc zerwałam się z miejsca i pobiegłam do szpitala, zostawiając Harry'ego samego. Polubiłam go, naprawdę. Myślałam, że już nigdy się nie spotkamy, a on przyszedł do mnie wczoraj z tym misiem - wskazałam na pluszaka, którego ściskała Alex.
- Wow! - wydusiła z siebie nastolatka. - Ty go serio polubiłaś - zaakcentowała wyraźnie ostatnie słowo, poruszając śmiesznie brwiami.
- Oj, Alex! - trzepnęłam ją w ramię. - I tak już go nigdy nie spotkam - westchnęłam.
- Wiesz, wszystko jest możliwe - powiedziała, po czym dorwała się do mojego laptopa. - Przystojny chociaż jest? - zapytała, poruszając śmiesznie brwiami.
- Bardzo - powiedziałam rozmarzonym głosem, słysząc tylko stłumiony chichot przyjaciółki.
Alex siedziała na jakimś portalu społecznościowym, a ja rozłożyłam się na łóżku i z nudów zaczęłam się uczyć. Co chwilę, w czytaniu tematu z książki od fizyki, Alex przerywała mi, opowiadając o newsach ze szkoły. Jakoś szczególnie mnie to nie interesowało, ale wytrwale słuchałam, kiwając mechanicznie głową.
- Tak w ogóle to czemu nie jesteś w szkole? - wypaliłam nagle
- No wiesz, moja najlepsza przyjaciółka opuściła wczoraj szpital, więc postanowiłam dotrzymać jej dzisiaj towarzystwa - odpowiedziała. Ja przesłałam jej wdzięczny uśmiech. Kochana jest, że się tak o mnie troszczy.
- Dziewczynki! - usłyszałam nawoływanie babci, 6.dobiegające z dołu. - Obiad! - zamknęłam książkę, która wydała cichy trzask, po czym zsunęłam się z łóżka i pomaszerowałam do kuchni. Alex wyłączyła komputer i dogoniła mnie w połowie drogi.
- Mm. Ale pachnie - zwróciłam się do babci, wchodząc do pomieszczenia i narkotyzując się ślicznym zapachem. Na stole leżały już talerze, napełnione potrawą. Usadowiłam się na jednym z krzeseł i chwyciłam sztućce.
- Smacznego! - życzyła zadowolona babcia.
- Nawzajem - powiedziałam z Alex chórkiem.
Zaczęłam pałaszować posiłek. Był pyszny. Wszystko było dobrze doprawione i rozpływało się w ustach, w przeciwieństwie do szpitalnych posiłków. Tamto jedzenie było niedogotowane i bezsmakowe. Dlatego nie jadłam ich. Nie ma to jak domowe obiadki.
- Uffff - wypuściłam powietrze ze świstem, kładąc dłoń na brzuch i masując go. Od dłuższego czasu się tak nie najadłam. Mój brzuch był całkowicie przepełniony. Dzisiaj już napewno nic nie zjem.
- Pojadłaś? - spytała babcia,dłubiąc widelcem w swoim talerzu.
- I to jak! - zaśmiałam się.- Jest pani świetną kucharką - komplementowała Alex, zjadając ostatnie kawałki swojej porcji.
- Dziękuję - uśmiechnęła się niewinnie.
- Babciu, twoje obiadki to niebo dla mojego żołądka - dodałam.
- Mogę codziennie przychodzić ci gotować - zaproponowała.
- O nie! - zaprotestowałam. - Za bardzo bym przytyła - zachichotałam.
- Przydałoby ci się - dogryzła panna Brown. - Jesteś chudsza niż ja - oburzyła się i zrobiła naburmuszoną minę. Wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem.
- Alex ma rację - mówiła babcia, między salwami mojego śmiechu.
Całą trójką rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się i opowiadałyśmy sobie różne historie. Była to dobra okazja do zintegrowania się z babcią i do "wtajemniczenia" ją w moje życie. Teraz już w ogóle nie żałuję, że wybaczyłam moim dziadkom. Cieszę się, że jest ktoś, kto się mną zaopiekuje, porozmawia. I taką osobą jest właśnie babcia. Kocham ją bardzo mocno.
----------------------------------------------
Rozdział 7 mamy za sobą! :)
Tak, wiem, czekacie na Hazzę z wielką niecierpliwością, ale najpierw musimy przetrwać serię tych nudnych rozdziałów xD Obiecuję Wam, że w 10 rozdziale Haroldzik pojawi się już NA STAŁE :D A w ramach rekompensaty za naciąganie Waszej cierpliwości, postaram się dodać te dwa nudne rozdziały (tj. 8 i 9) jak najszybciej.
Mam nadzieję, że nie zniechęcicie się do czytania tego opowiadania.
Kocham Was i życzę wytrwałości w czytaniu xD
Do następnego xxx (:
jak zawsze super i plisss daj jak najszybciej NEXT <3 :D
OdpowiedzUsuńJak zawsze super :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Allie odbudowuje swoje relacje z babcią :)
Pozdrawiam, @xAgata_Sz xx
Ten rozdział jest taki awww, no taki słodki, innego słowa nie umiem dobrać :) Już nie mogę doczekać się 8!
OdpowiedzUsuńAww jak suodko ♥
OdpowiedzUsuńAllie+babcia= perfekcyjna babcia Allie XD
Czekam na nn :D
Pozdrawiam,
~C. (@itsmagiclol) :D
kocham <3
OdpowiedzUsuń