środa, 26 lutego 2014

Rozdział 9

Czytasz=komentujesz
----------------------------------------------
Poczułam ciepłe promienie słońca na mojej twarzy, wpadające przez okno. Pogoda tej wiosny w Londynie zadziwia mnie z dnia na dzień. Niemal codziennie świeci słońce, a deszcz spada w małych ilościach. To takie nieprawdopodobne... Fakt ten bardzo mnie cieszy, bo będę mogła dziś pozwiedzać to śliczne miasto. Powoli zwlekłam się z łóżka, tym samym siadając na brzegu tego wygodnego mebla. Spojrzałam na zegarek - 10:58. Co?! Tak długo spałam? Odkąd wróciłam do domu, strasznie długo śpię. Niesamowite! Od samego rana tak dużo rzeczy mnie zadziwia.
Wstałam z łóżka i na bosaka popędziłam do łazienki. Wskoczyłam pod prysznic i odkręciłam kurek z ciepłą wodą. Już po chwili podążałam, owinięta ręcznikiem, do sypialni. Otworzyłam szafę i wyjęłam z niej ubrania. Powróciłam do łazienki, gdzie założyłam na siebie ciuchy, wysuszyłam i rozczesałam włosy, wymyłam zęby, a także zrobiłam makijaż, który składał się z tuszu do rzęs i delikatnej różowej szminki.
Gotowa, szybkim krokiem zeszłam na parter domu. Mama znajdowała się właśnie w salonie, gdzie myła podłogę. Przywitałam się z nią i udałam się do kuchni, gdzie zjadłam śniadanie.
- Mamo, idę dzisiaj na miasto - powiedziałam, opierając się o framugę wejścia do salonu. Rodzicielka od razu przerwała wykonywaną czynność i przeniosła wzrok na mnie.
- Sama? - spytała.
- Nie wiem. Może z Alex. Ale najpierw muszę do niej zadzwonić - odparłam, wyciągając z kieszeni jeans'ów telefon, w celu wykonania połączenia. Natychmiast wybrałam jej numer i przystawiłam urządzenie do ucha, wcześniej naciskając zieloną słuchawkę.
- Halo? - usłyszałam głos po drugiej stronie.
- Hej Alex! Idziesz ze mną na miasto? - spytałam prosto z mostu.
- Dzisiaj nie mogę - odpowiedziała smutno. - Jadę w odwiedziny do babci - wytłumaczyła się.
- Ach, szkoda... - zamyśliłam się.
- Jak coś, to możemy iść jutro - zaproponowała.
- Okej. Jeszcze się umówimy. Papa.
- Pa!
Przejechałam palcem po czerwonej słuchawce, tym samym zakańczając rozmowę. Wsunęłam smartphone'a do kieszeni. Mama wpatrywała się we mnie wyczekująco.
- Idę sama - oznajmiłam.
- Allie, może jednak... - chciała coś powiedzieć, ale jej przerwałam.
- Mamo! - skarciłam ją. - Mam 18 lat. Chyba mogę iść na spacer.
- Ale ja się o ciebie martwię - wyjaśniła.
- Niepotrzebnie - zbliżyłam się do niej i przytuliłam. - Jesteś zbyt opiekuńcza
- Jesteś moim jedynym dzieckiem, dopiero wyszłaś ze szpitala... - wyliczała.
- Wiem, ale przecież nie możesz niańczyć mnie całe życie. Jestem dorosła. Mamo!
- Dobrze. Idź - na te słowa uśmiechnęłam się szeroko i dałam jej całusa w policzek, na co ta wywróciła oczami.
Szybko pobiegłam po kurtkę, którą ubrałam na swoje drobne ciało. Zchodząc po schodach poprawiłam włosy, które weszły za kołnierz ubrania. Wparowałam do ganku, gdzie stała rodzicielka oparta o ścianę. Założyłam na stopy buty i poprawiłam ułożenie odzieży.
- Uważaj na siebie - odezwała się rodzicielka, klepiąc mnie po plecach. Skinęłam tylko głową i wyszłam na zewnątrz.
Od pierwszej sekundy poczułam świeże i rześkie powietrze. Wciągnęłam je, czując w nozdrzach przyjemne drapanie. Przymknęłam lekko oczy, po czym je otworzyłam. Zeskoczyłam ze schodków i dotarłam do furtki od ogrodzenia. Nacisnęłam na klamkę i pchnęłam drzwiczki do przodu. Znalazłam się na chodniku. Popchnęłam bramkę w celu zamknięcia jej i ruszyłam w kierunku centrum Londynu.
Szłam równym krokiem, podziwiając ciekawe budynki, charakterystyczne budki telefoniczne, czerwone autobusy i czarne taksówki. To wszystko jest takie bajeczne, śliczne. Brak słów, żeby oddać magię tego miasta. Trzeba tu być i zobaczyć to wszystko.
Jak to zawsze miałam w zwyczaju, musiałam obejrzeć najpiękniejsze miejsca w Londynie. Chodziłam brzegiem Tamizy, podziwiając cudowny Tower Bridge. Po prostu uwielbiam to miejsce. Oparłam się o niewysoki murek i zrobiłam kilka zdjęć. Magia.
- Hej - usłyszałam nagle charakterystyczny, zachrypnięty głos za swoim uchem. Oszołomiona, odwróciłam się na pięcie i ujrzałam postać Harry'ego. Chciałam coś powiedzieć, ale zdołałam tylko otworzyć usta ze zdziwienia. - Znowu się spotykamy - odezwał się, a na jego twarzy pojawił się uśmiech, wraz ze słodkimi dołeczkami.
- Nie wierzę - wydusiłam z siebie po chwili. Chłopak zaśmiał się.
- Podczas naszych dwóch spotkań zawsze coś nam przeszkadzało, więc proszę, daj mi swój numer, abym znowu cię nie zgubił - wygłosił krótki monolog tym swoim cudownym, melodyjnym głosem, podając mi swój telefon.
- Okej - odpowiedziałam, nadal zszokowana tą całą sytuacją. Odebrałam od nastolatka jego własność i wystukałam ciąg cyfr.
- Dzięki. Nie będę cię już musiał szukać.
- Emm... Szukałeś mnie? - uniosłam jedną brew do góry. Chłopak trochę się zawstydził.
- Hm... Powiedzmy, że przychodziłem tu, w nadziei, że cię spotkam - zaśmialiśmy się. - Mam nadzieję, że spotkamy się niedługo? - spytał, prześwietlając mnie swoimi zielonymi tęczówkami.
- Czemu nie? - wzruszyłam ramionami, przygryzając wargę.
- Okej. To do zobaczenia -  przesłał mi uśmiech, co odwzajemniłam. Szedł tyłem, z dłonią ułożoną na kształt słuchawki telefonu, przystawioną do ucha, a z jego ust dało się wyczytać słowo "zadzwonię". Zachichotałam i onieśmielona spuściłam wzrok. Po chwili chłopak obrócił się i szedł już normalnie, a potem zniknął z mojego pola widzenia.
Nie wiem czemu, ale to spotkanie Harry'ego bardzo mnie ucieszyło. Polubiłam tego chłopaka, choć widziałam się z nim tylko trzy razy, w dodatku bardzo krótko. Ma coś w sobie, co przyciąga do niego inne osoby. Zwą to urokiem osobistym tak, to określenie idealnie pasuje do tej osoby.
Ruszyłam dalej. Wiatr rozwiewał moje długie włosy, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Uśmiech nie schodziła mi z twarzy. Szłam przed siebie, co chwilę rozglądając się na boki i robiąc zdjęcia minionym obiektom i krajobrazom.
Spacerowałam po Londynie, napawając się pięknymi widokami tego miasta. Uwielbiam je. Jest najlepsze! Tyle pięknych, niesamowitych miejsc, że aż trudno pomieścić to w głowie. Każda uliczka, budynek, sklep, czy zwykły kosz na śmieci ma w sobie coś magicznego. Wszystko tu jest takie nierealne. Brakowało mi tego widoku...
Po długim spacerze, około 19:00 wróciłam do domu. Miałam wspaniały humor. Mama siedziała w salonie, oglądając jakiś nudny teleturniej. Po czym mogę stwierdzić, że jest nudny? Może po tym, że moja rodzicielka prawie zasypiała na kanapie. Kiedy mnie ujrzała, znacznie się ożywiła i podjęła rozmowę.
- Jak tam? - spytała, podnosząc się z kanapy do pozycji siedzącej.
- Wspaniale! - zachichotałam pod nosem, spuszczając wzrok i przebierając nogami. Przypomniałam sobie Harry'ego, a na moich plecach poczułam przyjemne mrowienie. Otrząsnęłam się i wskoczyłam na fotel, wcześniej zrzucając z siebie kurtkę.
- Zjesz coś? - kolejne pytanie padło z jej ust.
- Tak! Jestem głodna jak wilk - przesłałam jej promienny uśmiech.
- Co chcesz? - wstała z mebla i skierowała się do kuchni. Powędrowałam za nią.
- A co proponujesz?
- Mm - otworzyła lodówkę i zaczęła coś w niej szukać. - Mogę zrobić ci sałatkę. Co ty na to? - wyszczerzyła się. Przytaknęłam ochoczo i oparłam się o ścianę.
Mama zaczęła krzątać się po kuchni, wyjmując na blat potrzebne składniki. Chwyciła nóż w dłoń i obrała wszystkie warzywa. Chciałam jej pomóc, ale odmówiła. Uważnie przypatrywałam się jej ruchom, jednocześnie rozmawiając z nią o jakiś przyziemnych sprawach.
Co chwilę podjadałam z miski pyszne pomidorki, ogórki i inne smakołyki. Rodzicielka przesyłała mi tylko dziwne spojrzenia, ale nie reagowała. Po niedługim czasie moja kolacja była gotowa. Zjadłam ją ze smakiem.
- Uff - wypuściłam powietrze ze świstem. Wstałam od stołu, a brudny talerz włożyłam do zmywarki. - Idę na górę. Dobranoc mamusiu - powiedziałam, po czym dałam jej całusa w policzek.
Włóczyłam nogami po podłodze, przemieszczając się w stronę schodów. Wspięłam się po nich na piętro, dzięki czemu znalazłam się na długim korytarzu. Dotarłam do mojego pokoju. Rozsunęłam zamek od bluzy i pozbyłam się tego ubrania, zostając w cienkim podkoszulku. Z kieszeni spodni wyjęłam telefon i rzuciłam go na łóżko. Wyjęłam z szafy pidżamę, która składała się z krótkich spodenek i za dużego T-shirt'a. Podążyłam do łazienki.
Odkręciłam kurek, przez co do wanny zaczęła napływać ciepła woda. Wzięłam płyn do kąpieli i wlałam trochę do wody. Przekręciłam zamek w drzwiach i zdjęłam z siebie ubrania, po czym weszłam do wody. Leżałam w niej godzinie, rozmyślając i relaksując się. Kiedy woda zrobiła się zimna, wyszłam z niej, dokładnie owijając się w ręcznik. Wytarłam swoje mokre ciało i ubrałam strój nocny. Zmyłam resztki makijażu i wyszorowałam zęby. Chwyciłam szczotkę w dłoń i opuściłam pomieszczenie, rozczesując długie, mokre włosy. Weszłam do pokoju i pierwsze co zrobiłam, to sprawdziłam godzinę na telefonie - 22:36. Tym samym zobaczyłam, że dostałam od kogoś SMS-a. Z zainteresowaniem usiadłam na brzegu łóżka i otworzyłam wiadomość.

"Dobranoc :) Harry xxx"

Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Zachichotałam i szybko wystukałam wiadomość o tej samej treści, na końcu klikając "wyślij". Odłożyłam smartphone'a na stolik nocny i wskoczyłam do łóżka, przykrywając się kołdrą. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Ten dzień zdecydowanie mogę zaliczyć do udanych.

piątek, 21 lutego 2014

Rozdział 8

Czytasz=komentujesz
----------------------------------------------
Po babskich ploteczkach, Alex poszła do domu, żeby zabrać swoje rzeczy na trening tańca. Tak jak zwykle w piątki miała zajęcia. Zostałam sama z babcią. Kontynuowałyśmy konwersację na temat mojego dzieciństwa.
- Kochanie, tak bardzo żałujemy z dziadkiem, że nie było nas z tobą przez te wszystkie lata - odezwała się smutnym głosem, unikając ze mną kontaktu wzrokowego. Nerwowo bawiła się palcami.
- Babciu, już wszystko dobrze - pocieszałam ją. - Ważne, że teraz będziecie ze mną - położyłam swoją dłoń na jej i mocno ścisnęłam. Uniosła wzrok, tym samym patrząc wprost na moją twarz, a ja przesłałam jej delikatny uśmiech.
- Wróciłam! - w tym momencie do moich uszu dobiegł głos mamy i trzask zamykanych drzwi. Po chwili do kuchni wkroczyła jej postać. - Cześć! - rzuciła w przestrzeń i podeszła do mnie, zostawiając całusa na moim czole. - Co porabiacie?
- A tak sobie rozmawiamy - udzieliłam odpowiedzi i puściłam babci oczko, na co ta cicho zachichotała.
- Mmm. Co tak ślicznie pachnie? - ciągnęła dalej, podchodząc do kuchenki i wąchając jedzenie, które znajdowało się w metalowym garnku.
- Zostawiłyśmy ci trochę - poinformowała babcia.
- Dziękuję - zaśmiała się moja rodzicielka i zabrała się za wyjadanie posiłku.
- Mamo? - zaczęłam.
- Hmm?
- Chciałabym iść dzisiaj na cmentarz do taty - poinformowałam ją niepewnym głosem.
- Dobrze. Pójdziemy razem - odparła.
- Emm... - zawahałam się. - Chciałabym pójść tam sama - wyjaśniłam, uważnie obserwując sylwetkę mojej rodzicielki.
- Allie...
- Mamo!
- Margaret, pozwól jej iść samej. Cmentarz jest niedaleko. Ona ma 18 lat. Nic jej się nie stanie - wstawiła się za mną babcia. Przesłałam jej wdzięczny uśmiech.
- No okej - uległa nam.
Zerwałam się od stołu i skierowałam swoje stopy na piętro, do mojego pokoju, zostawiając mamę i babcię w kuchni. Wspięłam się po schodach i w podskokach dotarłam do sypialni. Otworzyłam drzwi szafy i zaczęłam w niej grzebać, w poszukiwaniu jakiejś cienkiej kurtki. W końcu natknęłam się na coś odpowiedniego. Szybko narzuciłam ubranie na moje ciało. Zabrałam telefon, który wylądował w kieszeni spodni, portfel i zbiegłam na dół.
- Idę! Pa! - rzuciłam na pożegnanie i opuściłam dom, nawet nie czekając na jakiekolwiek słowa dwóch najbliższych mi osób.
Wolnym krokiem ruszyłam ku celowi. Szłam wybrukowanym chodnikiem, rozglądając się na boki i podziwiając otoczenie. Po drodze, w pobliskiej kwiaciarni kupiłam bukiet białych róż. Po kilkudziesięciu metrach skręciłam w prawo, a potem w lewo. Już z daleka widziałam wysoką, czarną bramę i murowane ogrodzenie, otaczające cmentarz. Na placu było mnóstwo grobów. I jak ja znajdę nagrobek taty? Zapomniałam nawet spytać mamy o to miejsce. Jestem głupia.
Spacerowałam między grobami może z godzinę, przyglądając się napisom i szukając nazwiska "Bein". To jak szukanie igły w stogu siana. Na szczęście chyba los mi sprzyja, bo w końcu znalazłam grób taty. Podeszłam bliżej i stanęłam na wprost tablicy z wygrawerowanym napisem. W oku zakręciła mi się łza na widok zdjęcia taty, przyklejonego do nagrobka. Odmówiłam krótką modlitwę i wstawiłam kwiaty do wazonu. Westchnęłam ciężko i usiadłam na płycie grobu.
- Cześć tato... - wydusiłam z siebie, powstrzymując wybuchnięcie płaczem. - Tęsknię za tobą. Brakuje mi twojego widoku, uśmiechu, zapachu ulubionych perfum - chlipałam. - Codziennie rano widziałam cię w kuchni z gazetą w dłoni, popijającego tą ohydnie pachnącą kawę - zaśmiałam się przez łzy. - A teraz zastaję tylko puste miejsce. Wiesz, tęsknię za tą kawą. Ale koniec tematu kawy! - przełknęłam gulę, gromadzącą się w moim gardle i kontynuowałam swój monolog. - Zastanawiam się, jak się tam czujesz. Pewnie nie narzekasz, nigdy nie narzekałeś - westchnęłam. - Co u nas? Hmm... Mama pewnie już doszła do siebie. W końcu minęło pięć lat... Ja? Kiedy dowiedziałam się, że nie żyjesz... To był cios. Nawet nie chę sobie przypominać tego momentu. W sumie, teraz nie jest już tak źle. Powrót do domu bardzo mnie ucieszył, co nie oznacza, że nie jest mi ciężko po stracie ciebie - mówiłam. Wiem, że on mnie nie słyszy. - Tato, kocham cię. Wróć do nas. Błagam.
Siedziałam tam jeszcze około godziny. Opowiadałam tacie o wszystkim. Płakałam, śmiałam się. Wyrzuciłam z siebie wszystkie uczucia, które się we mnie skumulowały. Miałam taką potrzebę, żeby "porozmawiać" z tatą. To przyniosło mi jakiś dziwny rodzaj ulgi. Może to niedorzeczne, ale zrobiło mi się jakoś tak lżej na duszy. Nie umiem określiś tego uczucia. Ta cała sytuacja była bardzo dla mnie trudna, ale taty nie ma i już nigdy nie będzie w moim życiu i muszę się z tym pogodzić.

*Retrospekcja*
Trzymałam dłoń taty, która w porównaniu do mojej, była olbrzymia. Na mojej twarzy malował się szeroki uśmiech. Podążaliśmy w kierunku kolejnej karuzeli. Rozglądałam się wkoło z iskierkami w oczach, pochłaniając wzrokiem każdy obiekt znajdujący się tutaj. Wszędzie były karuzele, huśtawki, zjeżdżalnie, kolejka, diabelski młyn. Chciałam iść na każdą z tych atrakcji, ale nie starczyło by nam czasu.
- Tato, chcę na tego konia - zapiszczałam, wskazując na kolorowe, sztuczne zwierzę, które było siedzeniem na karuzeli.
- Dobrze księżniczko - zaśmiał się i uniósł mnie do góry, tym samym sadzając na koniu. Zaśmiałam się i wygodnie się usadowiłam. Po chwili karuzela ruszyła. Kręciłam się coraz szybciej i chichotałam z zadowolenia. Kiedy zabawa się skończyła, mój rodziciel pomógł mi zejść na ziemię.
- I jak? Podobało ci się, księżniczko? - spytał z szerokim uśmiechem. Ochoczo skinęłam głową i z powrotem chwyciłam dłoń taty, kierując się w stronę kolejnej atrakcji. - To co teraz robimy?
- Wata cukrowa! - krzyknęłam wslazując palcem na pana, który akurat jadł ten przysmak.
- Dla ciebie wszystko - uśmiechnął się szeroko, co ja odwzajemniłam.
*Koniec retrospekcji*

Przypominając sobie chwile spędzone z moim tatą, moje oczy jeszcze bardziej się zaszkliły, a po policzku spłynęła pierwsza łza. Szybko ją starłam i pociągnęłam nosem. Wbiłam wzrok w marmurowy grób, na który spadła kolejna słona łza. Zacisnęłam mocniej powieki. Po chwili otworzyłam oczy i podniosłam się do pozycji stojącej. Schowałam dłonie do kieszeni kurtki.
- Kocham cię, tato - powiedziałam po raz ostatni i ruszyłam do bramy wyjściowej.
----------------------------------------------
Rozdział 8! :) Jest bardzo krótki, ale tak ma być xD Podoba się? Nie jest jakiś bardzo ciekawy, ale pamiętajcie, że akcja niedługo się rozkręci. Pojawi się Harry i takie tam :D
Do nadstępnego xxx (:

wtorek, 18 lutego 2014

Rozdział 7

Czytasz=komentujesz
----------------------------------------------
Przewróciłam się na drugi bok, próbując zamknąć powieki i usnąć jeszcze choćby na dziesięć minut. Moje starania poszły na marne. Postanowiłam dać sobie spokój. Otworzyłam oczy i ujrzałam śnieżnobiały sufit. Niby zwykły sufit, a jednak inny, bo mój własny. Uśmiechnęłam się sama do siebie na myśl, że jestem już w domu. Podniosłam się do pozycji półleżącej i przetarłam zaspane oczy, następnie przeciągle ziewając. Odgarnęłam z twarzy kosmyki włosów, które natarczywie próbowały dostać się do moich ust. Jeszcze tylko się przeciągnęłam i wyciągnęłam rękę w stronę szafki nocnej. Wzięłam z niej urządzenie, zwane potocznie telefonem lub - bardziej nowocześnie -smartphone'em. Jak kto woli. Nacisnęłam palcem na środkowy przycisk, po czym ekran się podświetlił. Widniała godzina 10:03. Spałam około dziesięciu godzin. Zważając na mnie i na mój organizm, to bardzo długo. Musiałam być naprawdę nieźle zmęczona tą wczorajszą imprezą powitalną.
Zsunęłam się na brzeg łóżka, a nogi opuściłam na dół, kładąc stopy na podłodze. Wsunęłam ciepłe kapcie i wstałam z łóżka. Podeszłam do okna i oparłam dłonie na parapecie. Wlepiłam wzrok w widok przed sobą. Zaplanowałam sobie, że dzisiaj pójdę na spacer i na cmentarz do... taty. Przypominając sobie go, zrobiło mi się smutno. Tak bardzo mi go brakuje. Powinien być tu ze mną i mamą, ale go nie ma... Powstrzymałam łzy napływające do oczu i opuściłam pokój, kierując się schodami na dół.
Weszłam do kuchni, przeciągając się i ziewając. Pomieszczenie było puste. Na stole leżała tylko jakaś kartka. Przeczytałam tekst napisany charakterystycznym pismem: "Jestem w pracy, wrócę około 16:00. W lodówce masz kanapki. Babcia przyjdzie ugotować ci obiad. Nie wychodź z domu sama. Mama xx". Po przeczytaniu, wywróciłam teatralnie oczami. Czy moja mama myśli, że nie umiem sobie zrobić kanapek? Tak, wiem, martwi się o mnie, ale bez przesady. Mam 18 lat, więc chyba mogę wyjść choćby na krótki spacer. Zmięłam biały papier i wyrzuciłam go do kosza w szafce, pod zlewem. Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam z niej talerz ze smakowicie wyglądającymi kanapkami. W sumie... moja rodzicielka jednak może mi robić takie śniadanko nawet co rano. Czemu nie? Usiadłam na blacie kuchennym i spałaszowałam pyszności.
W pewnej chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Zeskoczyłam z mebli, odłożyłam talerz na stół i pobiegłam wpuścić gościa do środka. To była babcia obładowana reklamówkami z zakupami. Odebrałam od niej jedną torbę i zaniosłam do kuchni. Babcia zdjęła sweterek i buty i pomaszerowała za mną.
- Babciu, nie musiałaś tyle kupować. Z produktów z lodówki też dałoby się coś zrobić - mówiłam, wypakowując rzeczy.
- Ale chcę zrobić ci coś pysznego - przesłała mi uśmiech i dołączyła się do wykonywanej przeze mnie czynności.
- Oh! Przecież wybaczyłam już tobie i dziadkowi i nie musisz mnie rozpieszczać - powiedziałam, patrząc w jej niebieskie oczy.
- Ale chcę! - zaprotestowała i zabrała się do pichcenia.
Postanowiłam w końcu się wyszykować, więc w tym celu poszłam na piętro. Wzięłam z szafy w moim pokoju jakieś ciuchy (muszę wybrać się na jakieś zakupy, bo nie mam ich za dużo, a w te sprzed pięciu lat raczej nie wejdę) i przemieściłam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, wyszorowałam zęby, rozczesałam włosy i oczywiście ubrałam się. Byłam gotowa, aby zejść do babci i pomóc jej w gotowaniu. Tak też zrobiłam.
- Co mam robić? - zapytałam, wchodząc do pomieszczenia, gdzie aktualnie była moja babcia, która obierała kartofle. Spojrzała na mnie, marszcząc brwi. - No w czym mam ci pomóc?
- Poradzę sobie sama. Idź sobie odpocznij - zaproponowała.
- Odpoczywałam całą noc, śpiąc - powiedziałam z przekąsem.
- No to może rozpakuj walizkę - uśmiechnęła się szeroko, wskazując głową na rzecz, stojącą w korytarzu, przy schodach.
- Okeeeeej - przeciągnęłam i ze zrezygnowaniem poszłam w stronę walizki.
Wtachałam moją własność na piętro, co było nie lada wyzwaniem. Stamtąd przewiozłam ją na małych kółeczkach do pokoju. Miś od Harry'ego, który siedział na walizce, teraz wylądował na łóżku. Odsunęłam zamek błyskawiczny, otworzyłam wieko i rozpoczęłam rozpakowywanie. Powoli wyciągałam ciuchy i odkładałam je do szafek.
- Heeeej! - z wykonywanej czynności wyrwał mnie krzyk mojej przyjaciółki, wpadającej do pokoju. Podskoczyłam w miejscu i położyłam dłoń w okolicach serca, które waliło jak oszalałe.
- Musisz mnie tak straszyć? - skarciłam ją spojrzeniem, po czym ta zrobiła naburmuszoną minę. Powróciłam do chowania ciuchów, a Alex machnęła ręką i rzuciła się na łóżko, rujnując idealnie ułożoną pościel i poduszki. Chciałam coś powiedzieć, ale zdołałam tylko szeroko otworzyć usta. Dałam sobie spokój.
- Co porabiasz? - zapytała, wylegując się na moim łóżku i przytulając pluszaka, który tam się właśnie znajdował.
- A nie widać? - warknęłam i przesłałam jej wściekłe spojrzenie. Ta tylko wystawiła mi język i zachichotała pod nosem.
- Fajny miś. Skąd go masz? - zatrzymałam się w miejscu. Wahałam się nad odpowiedzią, drapiąc się po głowie. Jeśli podejmę się powiedzenia prawdy, będę musiała opowiedzieć o moim spacerze po Londynie... Mówimy sobie z Alex o wszystkim, więc...
- Um, opowiem ci wszystko, tylko nie mów o tym nikomu, a szczególnie mojej mamie... - poprosiłam i usiadłam na wprost  przyjaciółki.
- Jejku, mówisz, jakbyś nie wiem, co zrobiła - odparła poważnym głosem.
- Nie powiesz? - upewniłam się.
- Nie!
- Pamiętasz ten dzień, kiedy chciałam wyjść na dwór, ale lekarz mi zabronił? - zapytałam, na co Brown skinęła głową. - Poszłam na ten spacer - wyznałam niepewnie. Nastolatka zrobiła wielkie oczy i otworzyła usta ze zdziwienia. Nastąpiła chwila milczenia.
- Jesteś wariatką - wydusiła z siebie. - Ale mów dalej...
- Spacerowałam po centrum Londynu, napawałam się świeżym powietrzem... - wyliczałam.
- Do rzeczy! - ponaglała mnie moja rozmówczyni.
- Poszłam na Tower Bridge i nagle ktoś na mnie wpadł, przez co się przewróciłam. Był to chłopak... - przerwałam, odtwarzając w głowie tą sytuację - Pomógł mi wstać, zapoznaliśmy się i odprowadził mnie do szpitala, bo nie znałam drogi powrotnej. Kiedy staliśmy przed budynkiem, zobaczyłam mamę idącą po drugiej stronie ulicy, więc zerwałam się z miejsca i pobiegłam do szpitala, zostawiając Harry'ego samego. Polubiłam go, naprawdę. Myślałam, że już nigdy się nie spotkamy, a on przyszedł do mnie wczoraj z tym misiem - wskazałam na pluszaka, którego ściskała Alex.
- Wow! - wydusiła z siebie nastolatka. - Ty go serio polubiłaś - zaakcentowała wyraźnie ostatnie słowo, poruszając śmiesznie brwiami.
- Oj, Alex! - trzepnęłam ją w ramię. - I tak już go nigdy nie spotkam - westchnęłam.
- Wiesz, wszystko jest możliwe - powiedziała, po czym dorwała się do mojego laptopa. - Przystojny chociaż jest? - zapytała, poruszając śmiesznie brwiami.
- Bardzo - powiedziałam rozmarzonym głosem, słysząc tylko stłumiony chichot przyjaciółki.
Alex siedziała na jakimś portalu społecznościowym, a ja rozłożyłam się na łóżku i z nudów zaczęłam się uczyć. Co chwilę, w czytaniu tematu z książki od fizyki, Alex przerywała mi, opowiadając o newsach ze szkoły. Jakoś szczególnie mnie to nie interesowało, ale wytrwale słuchałam, kiwając mechanicznie głową.
- Tak w ogóle to czemu nie jesteś w szkole? - wypaliłam nagle
- No wiesz, moja najlepsza przyjaciółka opuściła wczoraj szpital, więc postanowiłam dotrzymać jej dzisiaj towarzystwa - odpowiedziała. Ja przesłałam jej wdzięczny uśmiech. Kochana jest, że się tak o mnie troszczy.
- Dziewczynki! - usłyszałam nawoływanie babci, 6.dobiegające z dołu. - Obiad! - zamknęłam książkę, która wydała cichy trzask, po czym zsunęłam się z łóżka i pomaszerowałam do kuchni. Alex wyłączyła komputer i dogoniła mnie w połowie drogi.
- Mm. Ale pachnie - zwróciłam się do babci, wchodząc do pomieszczenia i narkotyzując się ślicznym zapachem. Na stole leżały już talerze, napełnione potrawą. Usadowiłam się na jednym z krzeseł i chwyciłam sztućce.
- Smacznego! - życzyła zadowolona babcia.
- Nawzajem - powiedziałam z Alex chórkiem.
Zaczęłam pałaszować posiłek. Był pyszny. Wszystko było dobrze doprawione i rozpływało się w ustach, w przeciwieństwie do szpitalnych posiłków. Tamto jedzenie było niedogotowane i bezsmakowe. Dlatego nie jadłam ich. Nie ma to jak domowe obiadki.
- Uffff - wypuściłam powietrze ze świstem, kładąc dłoń na brzuch i masując go. Od dłuższego czasu się tak nie najadłam. Mój brzuch był całkowicie przepełniony. Dzisiaj już napewno nic nie zjem.
- Pojadłaś? - spytała babcia,dłubiąc widelcem w swoim talerzu.
- I to jak! - zaśmiałam się.- Jest pani świetną kucharką - komplementowała Alex, zjadając ostatnie kawałki swojej porcji.
- Dziękuję - uśmiechnęła się niewinnie.
- Babciu, twoje obiadki to niebo dla mojego żołądka - dodałam.
- Mogę codziennie przychodzić ci gotować - zaproponowała.
- O nie! - zaprotestowałam. - Za bardzo bym przytyła - zachichotałam.
- Przydałoby ci się - dogryzła panna Brown. - Jesteś chudsza niż ja - oburzyła się i zrobiła naburmuszoną minę. Wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem.
- Alex ma rację - mówiła babcia, między salwami mojego śmiechu.
Całą trójką rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się i opowiadałyśmy sobie różne historie. Była to dobra okazja do zintegrowania się z babcią i do "wtajemniczenia" ją w moje życie. Teraz już w ogóle nie żałuję, że wybaczyłam moim dziadkom. Cieszę się, że jest ktoś, kto się mną zaopiekuje, porozmawia. I taką osobą jest właśnie babcia. Kocham ją bardzo mocno.
----------------------------------------------

Rozdział 7 mamy za sobą! :)
Tak, wiem, czekacie na Hazzę z wielką niecierpliwością, ale najpierw musimy przetrwać serię tych nudnych rozdziałów xD Obiecuję Wam, że w 10 rozdziale Haroldzik pojawi się już NA STAŁE :D A w ramach rekompensaty za naciąganie Waszej cierpliwości, postaram się dodać te dwa nudne rozdziały (tj. 8 i 9) jak najszybciej.
Mam nadzieję, że nie zniechęcicie się do czytania tego opowiadania.
Kocham Was i życzę wytrwałości w czytaniu xD
Do następnego xxx (:

sobota, 8 lutego 2014

Rozdział 6

Czytasz=komentujesz
----------------------------------------------
Nadszedł czwartek - dzień mojego wyjścia ze szpitala. Tak długo na to czekałam. Dziś czas zacząć nowe, lepsze życie. Trzeba zapomnieć o przeszłości i żyć teraźniejszością. Od samego rana pakowałam wszystkie rzeczy do wielkiej torby. Nie było tego jakoś przesadnie dużo, ale i niemało. Nigdy nie lubiłam się pakować, ale dzisiaj to coś innego. Chodziłam także po całym szpitalu, żegnając się z innymi pacjentami, a także lekarzami, pielęgniarkami, którym dziękowałam za wspaniałą opiekę w ciągu tych pięciu lat.
Siedziałam właśnie na brzegu łóżka i nerwowo tłupałam nogą. Mama miała zaraz po mnie przyjechać i zabrać ze szpitala. Byłam trochę zdenerwowana i podekscytowana. Już nie mogłam się doczekać powrotu do domu. Zastanawiała się jak on teraz wygląda, czy mój pokój nadal ma różowe ściany, a na środku stoi moje duże łóżko. Chciałam w końcu w nim usnąć, a nie w tym szpitalnym, przesiąkniętym lekami i chorobą. Z moich przemyśleń wyrwało mnie pukanie do drzwi Dziwne... Mama zawsze wchodzi bez pukania...
- Proszę - powiedziałam cicho. Wpatrywałam się w tamto miejsce, w oczekiwaniu na zobaczenie osoby po drugiej stronie. Drzwi powoli się uchyliły, a zza nich wyjrzała głowa... Harry'ego. Gdy mnie ujrzał, słodko się uśmiechnął. Ja oczywiście odwzajemniłam gest. 
- Hej przywitał się i przekroczył próg, znajdując się tym samym w środku sali. Zamknął za sobą drzwi i ruszył w moją stronę. - Proszę - wręczył mi pluszowego misia, którego wyciągnął zza swoich pleców.
- Dziękuję - odparłam oszołomiona i chwyciłam przytulankę w swoje małe dłonie. - Co ty tu robisz? - wydusiłam z siebie zszokowana, patrząc na chłopaka z szeroko otwartymi oczami. 
- Przyszedłem cię odwiedzić - wyszczerzył się i usadowił obok mnie. 
- Ale... j - jak cię tu wpuścili? - jąkałam się.
- Nie ważne - puścił mi oczko. - Jak się czujesz? - spytał niepewnie, przyglądając się mojej bladej twarzy. 
- D - dobrze... - odparłam nadal zaskoczona niespodziewanymi odwiedzinami. - Właśnie wychodzę do domu - dodałam po chwili i spuściłam nerwowo wzrok, przytłoczona spojrzeniem nastolatka.
- Oh! - wydał okrzyk zadowolenia. Zachichotałam. 
- Wiesz, bo moja mama zaraz tu przyjdzie... - zerknęłam na niego ukradkiem, bawiąc się palcami.
- Ach, tak. Już idę - wstał z miejsca i poprawił swoją bluzkę. - Pa - uśmiechnął się do mnie ostatni raz i opuścił pomieszczenie. 
Opadłam bezwładnie na łóżko, wypuszczając powietrze z ust. Wbiłam wzrok w sufit. Znowu coś przerywa nam naszą rozmowę. I znowu jest to moja rodzicielka. Parsknęłam. Wzięłam w dłonie prezent od chłopaka i uśmiechnęłam się sama do siebie, ewentualnie do misia. Przytuliłam maskotkę do swojego ciała.

Nie upłynęło nawet pięciu minut od wyjścia Harry'ego, kiedy do sali wparowała moja mama, a zaraz za nią lekarz. Nareszcie! Podniosłam się z kołdry i chwyciłam misia. Chciałam wziąć torbę, ale mama radykalnie mi tego zabroniła. Sama złapała za rączkę i uniosła ją do góry.
- Więc... - westchnęłam i spoglądnęłam na lekarza. - Dziękuję za wszystko
- Nie masz za co, Allie - uniósł kąciki ust w szczerym uśmiechu. - Życzę ci dużo zdrowia - oznajmił. Zrobiłam krok w przód i lekko przytuliłam doktora, jeszcze raz szepcząc "dziękuję".
Wysiadłyśmy z windy i skierowałyśmy się do drzwi wyjściowych. Pchnęłam je w przód i przepuściłam obładowaną moimi pakunkami, mamę. Zaraz za nią wyszłam ja. Drzwi domknęły się same. Od pierwszej chwili moją twarz omiotło przyjemne, wiosenne powietrze. Aż dziwnie, że nie pada deszcz, jak to zwykle bywa w Londynie. Pokonałam kilka schodków i stanęłam na wybrukowanym chodniku. Szłam nim za mamą, wprost na parking. Znalazłyśmy nasze auto, do którego wsiadłyśmy i ruszyłyśmy do domu. 
Pędziliśmy autem po mało zatłoczonych, w tym czasie, ulicach miasta. Cały czas wpatrywałam się w szybę, podziwiając mijane widoczki. Wzięło mnie na różne przemyślenia o świecie, życiu i innych rzeczach.
W końcu wjechałyśmy na nasz podjazd. Penetrowałam wzrokiem każdy centymetr domu. Prawie nic się nie zmieniło. No może drobne szczegóły, takie jak firanki w oknach, czy mniej zadbany ogród. Wysiadłam z auta i trzasnęłam drzwiami. Stanęłam w miejscu i po prostu patrzyłam ze łzami w oczach na mój ukochany dom. Po chwili poczułam czyjś dotyk na moim ramieniu, a była to mama. 
- Chodźmy do środka - szepnęła o skierowała się w stronę drzwi, a ja podążyłam w jej ślady. Przekroczyłam próg domu, robiąc głęboki oddech. Rozglądałam się wkoło, pożerając wzrokiem każdy przedmiot w ganku. Zdjęłam buty i kurtkę, po czym udałam się do salonu. 
- Witaj w domu!!! - usłyszałam krzyk, dobiegający z tamtego pomieszczenia. Ujrzałam wszystkie bliskie mi osoby: Alex, babcie, dziadków, kolegów i koleżanki ze szkoły, wujków, ciocie i inne znajome mi osoby.  Na ścianie wisiał duży transparent "Witaj w domu, Allie!", a wszędzie były porozwieszane kolorowe balony i serpentyny. Na stoliku stał mój ulubiony tort czekoladowy i inne pyszne przekąski. Wzruszyłam się. To było takie kochane. Wszyscy się postarali, aby urządzić to przyjęcie powitalne. 
Co chwilę ktoś do mnie podchodził, witając się ze mną, mówiąc miłe rzeczy i życząc dużo zdrowia. Uśmiech nie schodził mi z twarzy, kiedy słyszałam takie ciepłe słowa, skierowane wprost do mnie. Brakowało mi jedynie dwóch osób: taty i Susann. Bardzo za nimi tęsknię, a szczególnie za tatą, bo jego już nigdy nie zobaczę ani nie przytulę. Susann... Hmm... Mam nadzieję, że spotkam się z nią jeszcze nie raz. A może po osiemnastych rodzinach wróci do Londynu? Kto wie? 
Pod pretekstem skorzystania z toalety, wymsknęłam się z imprezy, idąc do mojego pokoju. Najbardziej nie mogłam doczekać się, kiedy wejdę do tego pomieszczenia, położę się na łóżku i będę myśleć o samych dobrych rzeczach. Tak też zrobiłam. Ułożyłam się na miękkiej kołdrze, a głowę oparłam na różowej poduszce w czerwone serduszka. Nogi wyprostowałam, a dłonie splotła razem, kładąc na brzuchu. Z uśmiechem na twarzy, przymknęłam oczy i przeniosłam się w krainę swoich myśli. Przed moimi oczami ukazała się postać Harry'ego. Nie wiem, czemu akurat on. Jest bardzo miły, sympatyczny i pomógł mi w trudnej sytuacji...
- Allie! - usłyszałam głos mojej przyjaciółki - Alex i kroki po korytarzu, na który wychodziło się z mojego pokoju. Zerwałam się gwałtownie z miejsca i podeszłam do drzwi, by po chwili je otworzyć. - A, tu jesteś! - zwróciła się do mnie, obracając się na pięcie, aby stać do mnie przodem. Przesłała mi ciepły uśmiech. - 
Źle się czujesz? - zapytała, a jej mimika diametralnie się zmieniła. 
- Nie! - zaprzeczyłam.
- To chodź do na, na dół - pociągnęła mnie delikatni za nadgarstek. Spełniłam jej prośbę i wolnym krokiem ruszyłam za Alex. 
Zatrzymując się na ostatni schodku, oparłam się o poręcz i wodziłam wzrokiem po wszystkich moich znajomych, bawiących się w salonie. Urocza blondynka o imieniu Becki jadła kawałek ciasta, co chwilę przesyłając nieśmiałe uśmiechy Matt'owi, który cały czas ją obserwował maślanym wzrokiem. Jestem pewna, że między nimi coś iskrzy, ale oboje są na tyle nieśmiali, że wstydzą się wyznać swoje uczucia. W drugiej części pokoju stała siedemnastoletnia Amanda razem ze swoim chłopakiem, Peter'em. Namiętnie o czymś rozmawiali, co chwilę mocząc usta w soku pomarańczowym. W centrum salonu, przy stoliku stała moja rodzicielka, razem z obydwoma babciami. Kroiły tort, rozdając talerzyki z tym przysmakiem wszystkim gościom. Alex tańczyła właśnie z Max'em do szybkiej, energicznej muzyki. Chłopak ten jest jej najlepszym kolegą. Na kanapie siedział dziadek z drugim dziadkiem i wujkiem, rozmawiających zapewne o sporcie. Reszta gości bawiła się na parkiecie. 
Zeskoczyłam z podestu i skocznym krokiem dołączyłam do towarzystwa. Os razu do tańca porwał mnie Jack, mój kuzyn.
Zaczęłam chichotać, kręcona wkoło przez chłopaka. Już po chwili zawróciło mi się w głowie, ale bujałam się dalej. W czasie tańca rozmawiałam z nastolatkiem o jakiś błahych rzeczach, takich jak szkoła. Po skończonej piosence Jack podziękował i odszedł na bok, co zrobiłam też ja. 

Stanęłam w kącie, opierając się o ścianę. Bacznie obserwowałam bawiących się ludzi. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. W końcu jestem w moim domu z osobami, które kocham. Nagle zmaterializowała się obok mnie Alex. 
- Co tam? - spytała, szybko oddychając. Zapewne dopiero skończyła kolejny taniec. 
- Super! - odpowiedziałam, obdarzając ją krótkim spojrzeniem i z powrotem przeniosłam wzrok na bawiące się towarzystwo.
- Czemu się nie bawisz?
- Bawię się! Przed chwilą tańczyłam z Jack'iem - wyjaśniłam. - Idę chyba zjeść tort. Mam ochotę na coś słodkiego i kalorycznego - zachichotałam.
- Chyba czytasz mi w myślach - wybuchnęłyśmy obie głośnym śmiechem, po czym poszłyśmy po deser.
Była godzina 23:37. Impreza powoli dobiegała końca. Wszyscy rozchodzili się już do swoich domów, najpierw żegnając się ze mną i życząc mi zdrowia, co oczywiście się przyda. Została już tylko Alex i dziadkowie ze strony mamy, którzy bardzo starali się odbudować relacje między nami. Zauważyłam, że coraz lepiej się ze sobą dogadujemy. Nasza rozmowa nie ograniczała się tylko do odpowiadania na ich pytania. Mogliśmy normalnie pogadać, pośmiać się, wyrazić swoją opinię. Myślę, że podjęłam dobrą decyzję, wybaczając im.
Cała nasza piątka zabrała się za sprzątanie pomieszczenia. Mama oczywiście nalegała, żebym szła już spać, bo jest już późno, a oni dadzą sobie radę sami. Nie dałam za wygraną. Złapałam za worek, do którego wrzucałam puste butelki i kartony po napojach. Alex odkurzała podłogę, mama i babcia myły wszystkie talerze, miski i sztućce, a dziadzio je wycierał. 
Po skończonej pracy, udałam się do mojej sypialni. Zmęczona padłam na łóżko, myśląc o różnych rzeczach, a już po chwili odpłynęłam w ramionach Morfeusza. Tak zakończył się pierwszy dzień w moim własnym domu. 
----------------------------------------------
Hej! 
Tak prezentuje się rozdział 6! Jest krótki i nudny xD Piszcie w komentarzach, co o nim myślicie ;)
Miłego dnia!

Do następnego xxx (: